Wykonanie
Mamy to istoty wyjątkowe - każdy się z tym zgodzi, prawda? Sama nie jestem mamą, ale za to jestem dzieckiem mojej Mamy, co dostarcza mi nie tylko mnóstwa pozytywnych wrażeń, ale też okazji do śmiechu niemało. Moja Rodzicielka bowiem jest tym typem człowieka, który uważa się za bardzo poważnego, a przy tym robi mnóstwo zabawnych rzeczy, o których zresztą potrafi opowiadać z kamienną twarzą sprawiając, że wręcz zwijam się ze śmiechu. Tym razem przeszła samą siebie - już chyba wszystkim opowiedziałam tą historię, i z
Wami też chcę się podzielić.Nie znając mojej Mamy, być może nie dostrzeżecie całego komizmu sytuacji, który kryje się w
fakcie, że zachowanie jest tu typowe, i naprawdę każdego z elementów z osobna można by się spodziewać. Połączenie tego w całość to sztuka, która tylko jej może się udać.Moja kochana Mamusia pewnego pięknego dnia próbowała wypłacić pieniądze z bankomatu. Próbowała, gdyż transakcja nie doszła di skutku - kartę bankomat bezczelnie połknął. Zła jak osa Mama wsiadła do samochodu, w którym czekał na nią niczego nie świadomy, ale, jak się po chwili okazało, wszystkiemu
winny, Tato. Bo jakbyś ze mną poszedł, to nic by się nie stało, a teraz to ja nie mam ani kary, ani pieniędzy, i ty coś z tym zrób!Tato jest człowiekiem spokojnym, zrobił więc, co mógł - wykonał telefon i pan obiecał, że starą kartę zablokują, a nową przyślą w przeciągu dwóch tygodni.Zaledwie po kilku dniach przyszedł list. Mamusia cała w skowronkach ogląda nową kartę, chce ją schować do portfela, a tam... Stara karta! Ale jak to...?Otóż, zamiast karty, Mama do bankomatu włożyła kartę stałego klienta do apteki, no i bankomat nie podzielił jej entuzjazmu...Tato, usłyszawszy co zaszło z przekąsem stwierdził - No faktycznie, jakbym z tobą poszedł, to nic by się nie stało .Teraz czekamy na nowy PIN, Mamusia więc nadal jest bezgotówkowa. Ach, życie, życie...A teraz, po przydługim wstępie, przejdźmy do sedna, czyli muffinek. Razem z Mirabelką, Emmą i Tomkiem upiekliśmy muffiny z
gruszkami. Pomysł od razu mnie ucieszył, bo dawno już
gruszek u mnie nie było, a bardzo te
owoce lubię. Muffinek też dawno nie jedliśmy, a akurat z C. miałam w planie dłuższy spacer do lasu (cudowny! ten śnieg, mróz i słońce - po prostu rewelacja), więc w sam raz nadały się na prowiant. Z dużą ilością
kakao, na
jogurcie waniliowym, wyszły bardzo aromatyczne i zdecydowane w smaku, a
gruszka zapewniła im wilgotność upodabniając nieco do brownies. Mmm, pycha! Nie bardzo słodkie, po prostu idealne. Zniknęły błyskawicznie.Przepis znalazłam w niezastąpionej 1 mix, 100 muffins Susanny Tee, modyfikując go delikatnie o dodanie
gruszek - bo nie mogłam znaleźć żadnego przepisu, gdzie
gruszki byłyby już w nim zawarte. Hmm,
dziwne.
Składniki:(na 15 sztuk)suche:255 g
mąki pszennej60 g
kakao110 g jasnego
brązowego cukru2 łyżeczki
proszku do pieczenia1/4 łyżeczki
solimokre:2
jajka150 g
jogurtu waniliowego (0,1%)100 ml
mleka (3,5%)90 ml
oleju3 łyżki złotego
syropudodatkowo:4
gruszkiGruszki obrać, wyciąć gniazda nasienne i pokroić w kostkę.
Mąkę przesiać z
kakao i
proszkiem do pieczenia, dokładnie wymieszać z
cukrem i
solą.
Jajka lekko ubić, wlać
olej i
syrop, połączyć. Wlać
jogurt i
mleko, dokładnie wymieszać.Wlać mokre składniki do suchych, wymieszać niedbale tylko do połączenia składników. Dodać pokrojone
gruszki, szybko wymieszać.Przełożyć masę do formy na muffiny wyłożonej papilotkami.Piec w 180 st. C. 25-30 minut, aż wykałaczka wbita w środek muffiny będzie sucha.Ostudzić na kratce.Smacznego!
Dziękuję za wspólne pieczenie - jak zwykle, bardzo przyjemne doznanie.