Wykonanie

Do tej
pory naleśniki bezglutenowe robiłam zawsze (podobnie jak ciasta,
chleby i inne wypieki) z samodzielnie przygotowanej mieszanki mąk bezglutenowych.Gdy więc
mignął mi na jakimś blogu przepis na naleśniki z samej
kaszy gryczanej, to w ogóle mnie on nie zainteresował, tym bardziej, że za gryką
solo nie przepadam, bo dla mnie ma ona zbyt specyficzny smak. Używam jej tylko w mieszankach mącznych.Przysłowie
mówi, że do 3
razy sztuka, ale ja na ten trzeci raz już nie czekałam i jak na przepis na gryczane naleśniki natrafiłam po raz drugi na zaprzyjaźnionym blogu Kamili i widziałam zachwyt nimi, to już wiedziałam, że je zrobię.Ciekawa byłam jak mi będą smakować (nie nastawiałam się na nic i
brałam pod uwagę wszystkie opcje), ale najbardziej byłam ciekawa jak z połączenia namoczonego gryczanego ziarna i
wody ma wyjść zwarty naleśnik. A widać na zdjęciach, że wyszedł.Wieczorem więc namoczyłam
kaszę, a na drugi dzień zrobiłam. Warto było zaryzykować;)Składniki:*
kasza gryczana, najlepiej nieprażona*
woda - ja dałam mineralną* szczypta
soliMus:*
maliny (u mnie już mrożone, ze zbiorów na zimę, której chyba nie doczekają)*
banan*
mleko kokosowe (lepsza by była
śmietanka)* odrobina
mioduNie wiem ile tej
kaszy było (kilka łyżek?), bo po prostu sypnęłam do miski, przepłukałam i zalałam na całą noc
wodą. Rano
wodę odlałam,
kaszę ponownie przepłukałam i przerzuciłam do miksera. Dolałam trochę
wody i miksowałam, a
potem dolałam jeszcze trochę, bo masa wydawała mi się za gęsta. Zakończyłam miksowanie, gdy osiągnęłam stan gęstego ciasta naleśnikowego, ale Kamili ciasto było jeszcze bardziej rozwodnione, wiec pewnie następnym razem spróbuję z takim.Posmarowałam patelnię ceramiczną
olejem kokosowym, mocno rozgrzałam i wlałam pierwszą porcję ciasta rozlewając go po całej powierzchni patelni. Usmażyło się rewelacyjnie!Druga porcja (w
sumie były 3) nie rozlała mi się po patelni, bo od razu zastygła w nie całkiem okrągłym kształcie. Może patelnia była za bardzo rozgrzana, może należało ją znów musnąć
olejem, nie wiem. Ale dalej poszło ok.Natomiast do trzeciej dodałam jeszcze dla eksperymentu
kakao i rozcieńczyłam ją
mlekiem kokosowym i ta porcja niestety nie przybrała naleśnikowego kształtu, przywarła na amen do dna i po licznych manewrach
łopatką ostatecznie zamieniła się w przesmażone kawałki ciasta. Co nie znaczy, że jej nie zjadłam, o nie.Naleśniki wypełniłam kremem
kokosowo-
owocowym i z wielką ciekawością przystąpiłam do testowania smaku.I otóż takiego wielkiego zaskoczenia kulinarnego, to chyba dawno nie przeżyłam!Ja czułam tutaj tylko lekki posmak gryki i gdyby nie to, że sama je robiłam, to nie uwierzyłabym, że to tylko
kasza gryczana i
woda! No nie!Pyszne, pyszne było, zjadłam z wielkim smakiem i mocnym postanowieniem, że te naleśniki staną się numerem jeden teraz w mojej kuchni:)


A tutaj ostatni naleśnik, co naleśnikiem nie został, ale nie pozbawiło go to smaku:)


"Gdy człowiek jest zbyt szczęśliwy, wciąż drży z niepokoju."Emil
Zola