Wykonanie

Były już różne, ostatnio owsiana i gryczana, jaglanej jeszcze dotąd nie robiłam.Przyszła mi na myśl, bo trochę ją zaniedbałam (
kaszę jaglaną, znaczy się) - kiedyś moja wielka miłość, a teraz leży odłogiem.Przez moment zastanawiałam się, czy zrobić spód na bazie
kaszy, czy też ją zmielić na
mąkę. Stanęło na
mące.W kwestii
orzechów i
bezy na wierzch (bez zwieńczenia jeszcze
ciastem, jak to zwykle robię) wzorowałam się na tej mojej kiedyś ukochanej szarlotce.No to do dzieła!Składniki na tortownicę o śr. 20 cm:* szklanka
kaszy jaglanej (nie wiem ile wyszło po zmieleniu)* 2
jajka (osobno
żółtka i
białka)* przynajmniej 1 kg
jabłek do szarlotki - u mnie było ok. 1.3 kg* ok. 50-60 g tłuszczu, ja dałam 70 g i było za dużo; dałam
masło (więcej) i
olej kokosowy (mniej)* spora garść
żurawiny*
orzechy włoskie (można dać więcej niż ja, przykryć nimi całą powierzchnię)* 1/2 płaskiej łyżeczki
ksylitolu (niekoniecznie)* odrobina
proszku do pieczenia (mam bezglutenowy), ale nie wiem czy koniecznyObrałam, pokroiłam
jabłka i uprażyłam je z odrobiną
wody.
Jabłka częściowo się rozpadły, a częściowo pozostały w kawałkach i tak je zostawiłam. Po chwili znalazłam jeszcze 2 zapomniane, starłam je na grubych oczkach i dołożyłam w takiej formie (surowej) do gotowej masy jabłecznej.To tak gwoli dokładności procesu, choć nie ma to wielkiego znaczenia jak
jabłka przygotujecie, można je całkiem rozciapać albo dać surowe utarte i też będzie dobrze.
Kaszę jaglaną zmieliłam, przy czym nie zmieliła mi się całkiem na
mąkę, pozostała lekko kaszkowata (co widać na zdjęciach) i dała fajny efekt smakowy, więc nie zawsze to, co nie wyjdzie tak jakbyśmy chcieli, jest gorsze, bo czasem jest wręcz przeciwnie.

Połączyłam
żółtka z tłuszczem,
mąką i proszkiem, zagniotłam i wyłożyłam dno tortownicy (pokrytej papierem do pieczenia).

Masę jabłeczną wzbogaciłam o
żurawinę i przełożyłam na ciasto. Na to wysypałam
orzechy i
pokryłam ubitym z odrobiną
ksylitolu (dla zwiększenia sztywności)
białkiem.

Piekłam ok. 30 minut w temp. 180* C. Po 10 minutach wyłączyłam grzałkę górną, bo
beza szybko osiągnęła pożądany, w sensie koloru, stan.

Po wyjęciu
beza natychmiast mocno się zmarszczyła, taki jej urok (albo moich umiejętności;).

Co
powiem o tej szarlotce? Spód się mocno kruszył, miałam wrażenie, że to przez nadmiar tłuszczu. Ale tylko w pierwszym dniu, bo na drugi już był dobrze zwarty. Co prawda na drugi niewiele już ciasta zostało, ale na tyle, żebym mogła to, ze zdumieniem zresztą, stwierdzić.Mimo tego niezbyt efektownego
spodu szarlotka, jak dla mnie, była chyba najlepszą z tych ostatnich! Musiałam się mocno hamować, żeby jej nie zjeść całej, a i tak w pierwszym rzucie zjadłam pół:)Nie wiem co dokładnie na to wpłynęło, może niewielka ilość ciasta i jego specyficzny smaczek, może
jabłka wymieszane z
żurawiną, albo warstwa orzechowa pod
białkową pierzynką.Albo po prostu całość, czyli wszystko do kupy.W każdym razie
kaszę jaglaną jeszcze mam.A Wy macie?:)



"Chciałoby się być bogatym, aby już nie myśleć o pieniądzach, ale większość bogatych i tak nie myśli o niczym innym"Abbel Bonard