Wykonanie
*U nas nadal bardzo
truskawkowo i po części
przetworowo. W poprzednim
poście pokazywałam Wam wspaniały, aromatyczny
dżem truskawkowo-bzowy (robiony wg przepisu podanego przez Pinkcake). Tym razem przypomnę Wam jeden z moich ulubionych
dżemów :
truskawkowo-
rabarbarowy wg przepisu Nutinki, o którym
pisałam tutaj (klik).Jedną porcję zrobiłam dokładnie według przepisu, drugą natomiast lekko zmodyfikowałam : zamiast
rumu użyłam
pomarańczowego likieru Grand Marnier oraz dodałam startą tonkę, która – jak już się okazało w praktyce – świetnie pasuje i do
rabarbaru, i do
truskawek. I na koniec –
miód z kwiatów
pomarańczy .
Dżem jest wyjątkowo aromatyczny i smakowity. Obawiam się, że będzie znikać równie szybko co ten ‘bzowy’ ;)*
600 g
rabarbaru600 g
truskawek300-350 g
cukru (do smaku)3 łyżki
Grand Marnier (lub innego
likieru pomarańczowego)1 duże ziarenko tonki1 łyżka
miodu z kwiatów
pomarańczy1 łyżka
soku z cytrynyopcjonalnie : otarta skórka z 1
cytrynyTruskawki opłukać, odszypułkować, pokroić w ćwiartki i zasypać połową
cukru (wymieszanym ze
skórką cytrynową, jeśli ją dodajemy) oraz wlać połowę
alkoholu.
Rabarbar pokroić na małe kawałki, dodać resztę
cukru i
alkoholu. Odstawić
owoce na mniej więcej dwie godziny, aż puszczą sok.Następnie obydwie preparacje przełożyć do jednego garnka, dodać
sok z cytryny oraz otartą tonkę, zagotować mieszając, a następnie odstawić na kilka – kilkanaście minut (możemy też odstawić
owoce na kilka godzin lub na całą noc; robię tak bardzo często, nie zawsze mam bowiem czas na to, by skończyć smażenie
dżemu w ten sam dzień, szczególnie wtedy, gdy przygotowuję kilka ich rodzajów).
Owoce ponownie zagotować i smażyć je na małym ogniu często mieszając i odszumowując, przez ok. pół godziny (lub do otrzymania odpowiedniej konsystencji). Gdy
dżem jest już gęsty dodać
miód, wymieszać i smażyć jeszcze kilka minut.Gorący
dżem przełożyć do wyparzonych lub wypieczonych słoików, dobrze zakrźcić i zapasteryzować (lub tylko pozostawić do wystygnięcia, bez pasteryzacji).** * **(edycja : by wszystko znalazło się w jednym miejscu, dodaję również linka do wpisu o pektynach i przetworach – klik)A propos pasteryzacjiOd niedawna promuję pasteryzację oraz wcześniejsze wypiekanie słoików w piekarniku, a nie jak do tej
pory – polecane przez Mamę ;) wekowanie słoików w wielkim garnku wypełnionym gorącą
wodą. Przyznam szczerze, że tego gotowania powoli miałam już dosyć ;) tym bardziej, że w jednym garnku mieściło się niewiele słoiczków na raz. Z pasteryzacji jednak nie chciałam zupełnie zrezygnować, zazwyczaj bowiem dodaję dosyć mało
cukru do
przetworów i nie chcę ryzykować, że za kilka miesięcy powierzchnia
dżemów pokryje się pleśnią. I tutaj z pomocą przyszła pasteryzacja w piekarniku, którą i Wy pewnie już znacie. Możecie o tym przeczytać np. na forum Maluchy.pl (klik), lub na forum CinCin (tutaj – klik lub tutaj – klik)Ja robię to nieco inaczej, nie pasteryzuję bowiem
przetworów przez całą godzinę, a jedynie tyle, ile robiłam to w sposób tradycyjny (czyli średniej wielkości słoiki ok. 20-25 minut, większe – odpowiednio dłużej, całkiem małe – nieco krócej).Najpierw myję słoiki i zakrętki i odstawiam na suszarkę, by lekko obeschły. Następnie wstawiam je do zimnego piekarnika, który rozgrzewam do 120-130°C i wypiekam je przez ok. 15 – 20 minut. Gdy przygotowywany
dżem ma już odpowiednią konsystencję przekładam go do gorących słoików (uwaga! nie zapominamy o trzymaniu słoika rękawicą lub grubą ściereczką ;) ) i szczelnie zakręcam. Możemy oczywiście zatrzymać się na tym etapie, stawiając gorące, dobrze zakręcone słoiczki do góry dnem, ja jednak – dla pewności – pasteryzuję je dodatkowo w piekarniku. Słoiki z gorącym
dżemem natychmiast po zakręceniu ponownie wstawiam do piekarnika i pasteryzuję je w tej samej temperaturze przez ok. 20 minut. Po tym czasie wyłączam piekarnik, uchylam drzwiczki i pozostawiam słoiki w piekarniku do całkowitego wystygnięcia.Polecam wszystkim tę metodę, gdyż jest wyjątkowo praktyczna i nieskomplikowana. Koniec z trzema wielkimi garnkami
wody na kuchence, z pilnowaniem odpowiedniego ‘bulgotania’ w nich, koniec ewentualnego pękania słoiczków czy dostawania się
wody do tych źle zakręconych (na szczęście, przytrafiło mi się to tylko dwa
razy…).*Moja ‘zabawa’ z
przetworami zaczęła się prawie 10 lat temu. Pierwsze modyfikacje przepisów polegały przede wszystkim na drastycznym zmniejszaniu ilości
cukru ;) Później zaczęłam eksperymentować z różnymi ‘dodatkami’. Jednym z bardzo udanych eksperymentów był np.
dżem figowy z dodatkiem otartej
skórki pomarańczowej i
rumu (robiony był na specjalne ‘zamówienie’ przyjaciółki ;) ). Było też kilka
przetworów warzywnych, jednak to te
owocowe przygotowuję teraz najczęściej.W tym roku dodatkowo oprócz
dżemów zainteresowały mnie…
nalewki owocowe :)Właśnie nastawiłam pierwszą,
truskawkową :*
*Tego samego dnia znalazłam jednak również dwa nieco inne (choć i tak dosyć do siebie podobne) przepisy, dlatego przy najbliższej okazji (czyli podczas następnej wizyty na
truskawkowym polu ;) ) nastawię
nalewki wg. pozostałych przepisów, by móc je
potem porównać. W tym temacie jestem zupełną nowicjuszką i ciekawa jestem bardzo, jak sposób przygotowania i maceracji (składniki bowiem i proporcje są dosyć podobne) wpłynie na smak danej
nalewki. Oczywiściej później szczegółowo Was o tym poinformuję, jak na razie jednak trzeba będzie się uzbroić w cierpliwość ;)*A teraz już powoli nadchodzi również czas
czereśni :)*
*W środę na targu nie mogłam im się oprzeć i zakupiłam te pierwsze, tutejsze :) choć niestety nie są jeszcze tak słodkie i aromatyczne jak być powinny. Pocieszam się jednak, że już całkiem niedługo takie właśnie będą ;)*Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkim udanego weekendu :)*PS. Wczoraj dodatkowo przygotowałam
syrop z kwiatów bzu i
cytrusów prezentowany przez Margot ; jest on absolutnie niesamowity! Jeśli macie jeszcze dostęp dpo kwiatów bzu – zróbcie go koniecznie!*