ßßß Cookit - przepis na Nóż ze stali damasceńskiej z Lidla

Nóż ze stali damasceńskiej z Lidla

nazwa

Wykonanie

Wczoraj pisałem na naszym fanpejdżu, że dostałem fantastyczny nóż od sieci sklepów Lidl. I obiecałem rozwinąć nieco bardziej temat na blogu. Rozwijam więc. Nie będzie to recenzja w dokładnym tego słowa znaczeniu, bo ani krytykiem, ani recenzentem nie jestem. Opowiem za to, o swoich subiektywnych odczuciach. A to w sumie jest chyba najważniejsze. Dorzucę też garść historii. Zatem od historii może zacznijmy.
Jak widać na zdjęciu powyżej (wziąłem je ze strony Lidla, mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko) nóż jest ze stali damasceńskiej, skuwany z ponad 50 warstw. I tutaj pojawia się główna nieścisłość. Stal damasceńska nie jest skuwana z wielu warstw, powstaje na skutek wytopu. Ale to bardzo częsty błąd, właściwie każdy sprzedawca noży go chyba popełnia. W sumie sam nie wiem dlaczego. Zatem wyjaśniam: prawie zawsze stal używana do produkcji tego typu noży to nie stal damasceńska tylko tzw. dziwer. Popularnie, potocznie zwany damastem skuwanym (w odróżnieniu od damastu krystalicznego, czyli prawdziwej stali damasceńskiej). I od razu dodam, żeby niedomówień uniknąć: dziwer nie jest wcale gorszy od stali damasceńskiej. Pewnie nie jest też lepszy. To porównywalny materiał, tyle że inny. Mam w kolekcji jeden nóż ze stali damasceńskiej i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ten nowy z Lidla dorównuje mu jakością, zupełnie mu nie ustępuje. Jeszcze, nawiązując do historii dodam, że damastu używali wojownicy na bliskim wschodzie do produkcji mieczy (i ogólnie broni). Ich broń siała postrach na każdym polu walki i ogólnie była znana z nieprawdopodobnej odporności i wytrzymałości. I nagle, w okolicy XVII wieku, stal damasceńska zniknęła. Nie bardzo wiadomo dlaczego, podejrzewa się, że wyczerpała się ruda, z której owa stal była produkowana. Obecnie wciąż trwają próby odtworzenia tej idealnej, pierwotnej stali damasceńskiej. I już prawie-prawie się udało.
Dziwer powstał mniej więcej w tym samym czasie, ale zupełnie gdzie indziej. Prawdopodobnie jego twórcami byli Celtowie. W odróżnieniu od stali damasceńskiej (która powstaje po prostu z wytopu rudy) dziwer powstaje w wyniku wielokrotnego skuwania ze sobą miękkiego żelaza z twardą stalą o wysokiej zawartości węgla. I tak warstwa za warstwą. Finalnie otrzymujemy doskonałą stal, bardzo twardą i wytrzymałą, właściwie najlepszą (obok stali damasceńskiej) do produkcji noży i narzędzi.
Dziwer mylony jest ze stalą damasceńską ponieważ oba stopy mają identyczny, charakterystyczny wzór na ostrzach noży. Ale ich podobieństwo to czysty przypadek. Dziwer zawdzięcza swój wzór właśnie skuwaniu wielu warstw ze sobą, a stal damasceńska konkretnemu, określonemu składowi chemicznemu i (prawdopodobnie) trawieniu w kwasie. Tak czy siak, jak już wspomniałem, obie stale są rewelacyjne, noże z nich zrobione to najwyższa półka. Wyżej już nie ma nic.
Przejdźmy zatem do samego noża. Jak mówi opis: skuwany jest z ponad 50 warstw. Tutaj należy się słowo wyjaśnienia. Teoretycznie 50 warstw wrażenia żadnego nie robi, bez problemu można kupić noże skuwane z 200, 300, a nawet więcej warstw. Ale ale… To tak jak z tymi aparatami fotograficznymi, gdzie producenci się licytują na megapiksele. Rzecz może i ważna, ale z całą pewnością nie najważniejsza. Ale skoro brzmi nośnie i marketingowo to firmy ochoczo z tego korzystają. A ludzie się łapią na takie tanie chwyty. A jak wygląda rzeczywistość? Ano wygląda tak, że jeżeli chcemy z nożem zapolować na słonia albo innego wieloryba to faktycznie warto mieć taki z kilkuset warstw skuty, z całą pewnością będzie twardszy i ogólnie wytrzymalszy. Ale jeżeli tylko pracujemy w kuchni (nawet bardzo ciężko, dużo i intensywnie) to taki nóż, jak ten z Lidla, skuty z 50 warstw spokojnie sobie poradzi z każdym wyzwaniem. O to możecie być spokojni.
Cena. Hmm, powiem wam szczerze, że nie wiem skąd taka cena. 111 zł. Jak na moje oko nieco za mało. I właśnie za to lubię Lidla. Mają niesamowite okresowe promocje. Bardzo często doskonały markowy towar mają w tak zadziwiającej cenie, że aż wstyd nie kupić. Bo taka okazja się nie powtórzy (nóż dostępny jest od 8 grudnia). I właśnie tym co mnie martwi jest to, że te towary są tylko okresowo. Pojawiają się, są przez niebyt długi czas i znikają na zawsze. Ale na tym właśnie polega urok tych promocji. Nie wiem czy tak samo będzie z tym nożem, nie wiem czy też zniknie na wieki, więc na wszelki wypadek warto się pospieszyć i go kupić. Jak nie dla siebie, to dla kogoś na prezent, w końcu święta już za pasem. A że kupić warto to nie ma co do tego wątpliwości. Wiem, wiem… Wydawać wam się może, że 111 zł za nóż to sporo. Z jednej strony faktycznie dużo (bo w każdym sklepie można kupić nóż za 15 zł), ale z drugiej strony sądzę, że tej klasy nóż powinien być około 2 razy droższy. Jedno jest pewne: taki jeden nóż wystarczy wam do końca życia, one są praktycznie niezniszczalne. O ile oczywiście będziecie ich używać w kuchni, a nie do rąbania drewna. Chociaż pewnie i z drewnem by sobie poradziły (wczoraj podczas testów bez problemu radził sobie z niezbyt grubymi kośćmi w boczku). Więc wydać 111 zł na rzecz, która po pierwsze jest warta dwa razy więcej, a po drugie będzie wam służyła do końca życia chyba warto. Nie należy też zapominać o wygodzie w kuchni. Bo to akurat jest bezcenne.
Marka. Lidl ma dużo produktów pod marką własną. Nie inaczej jest tym razem. Nóż jest marki Ernesto. Nie wiem, nie znam, nie mam nic do powiedzenia. Wiem natomiast, że bardzo często pod markami własnymi Lidla ukrywają się duże i znane firmy. Może tak jest i tym razem.
Wrażenia. Ostatni i właściwie chyba najważniejszy akapit, czyli użycie noża w praktyce. Ostrze ma idealną długość: 20 cm. Jednocześnie jest na tyle duży, że z każdym, nawet dużym kawałkiem mięsa sobie poradzi, a jednocześnie tak mały, że warzywa kroi się nim równie wygodnie. Mój stary nóż ze stali damasceńskiej, o którym wspominałem na początku, jest znacznie większy. Genialnie kroi się nim mięso, ale już mniejsze warzywa niezbyt wygodnie. A ten z Lidla ma fajnie dobraną długość, jest uniwersalny, dobry do wszystkiego. Świetnie leży w dłoni. Drewniana rączka jest stylizowana na noże japońskie. Mocny, pewny uchwyt pozwala trzymać nóż wygodnie w dłoni i bezproblemowo nim operować. Po pokrojeniu worka cebuli, ziemniaków dla sztabu wojska, marchewki na surówkę dla połowy naszego osiedla i mięsa z co najmniej dwóch świniaków (nooo, tu może nieco przesadziłem, ale 8 kg z przedwczorajszego wędzenia na plasterki pociachaliśmy) mogę stwierdzić, że ręka nie boli w ogóle od używania tego noża. Nie jest tak ciężki jak mój stary damast. Lubię czuć nóż w dłoni, ale jednocześnie nie lubię zbędnego ciężaru. I tutaj właśnie jestem mile dopieszczony. Nóż do lekkich nie należy, ale jednocześnie zbędnego ciężaru nie ma. Waży tyle ile ważyć powinien żeby doskonale można było go używać.
Podsumowanie. Poprzedni akapit miał być ostatni. Ale jeszcze muszę podsumować wszystko. Nóż jest piekielnie ostry (Madzia się skaleczyła). Dołączona jest do niego krótka instrukcja mówiąca jak ostrzyć, jak przechowywać, itp. Dołączona jest także bardzo praktyczna plastikowa nasadka, coś w rodzaju pochwy. Po pierwsze żeby się nie pokaleczyć wyciągając nóż z szafki, a po drugie żeby się nie tępił stykając z innymi sztućcami w kuchennej szafce. Noża nie myć w zmywarce! Najlepiej od razu po użyciu umyć ręcznie, wytrzeć do sucha i odłożyć.
Zatem Lidlu, dziękuję ci za miły prezent mikołajkowy! :)
Źródło:http://www.chleby.info/2014/12/noz-ze-stali-damascenskiej-z-lidla.html