ßßß
Składniki wyjęłam odpowiednio wcześniej. Oddzieliłam bardzo starannie żółtka od białek. W oddzielnej misce połączyłam ze sobą obie mąki przesiewając je przez sito. Białka ubiłam na sztywną pianę dodając szczyptę soli, pod koniec dodając po 2-3 łyżki cały podany w przepisie cukier. Odłożyłam mikser i zaczęłam dodawać kolejno po jednym żółtku mieszając go z ubitą pianą bardzo delikatnie drewniana łyżką. Po wmieszaniu wszystkich żółtek robimy to samo z mąką, dodając powolutku po dwie, trzy łyżki (nie więcej na raz). W miarę możliwości postaraj się zawsze mieszać całość tylko w jedną stronę, w stronę wskazówek zegara.Gotową masę przelej do tortownicy i wstaw do piekarnika rozgrzanego do około 160’C (160-170’C). Piecz około 30-40 minut na koniec sprawdzając patyczkiem czy jest już gotowe. Wykonaj wspomniany wcześniej rzut ciastem i ponownie wstaw je do ostygnięcia w już wyłączonym piekarniku. Gdy ostygnie, „odetnij” brzegi od tortownicy wsuwając pomiędzy nią a ciasto bardzo ostry nóż. Przekrój na raz lub na dwa, nasącz i przełóż dowolnym kremem.
Składniki na krem maślany na jedną porcję :250 gram masła (w temperaturze pokojowej)450 gram cukru pudru (przesianego)około 150 ml mleka (w temperaturze pokojowej)Postanowiłam, że przełożę mój tort raz kremem maślanym. Raz, ale grubo. Marzył mi się różowy, dlatego zabarwiłam jego część czerwonym barwnikiem do kremów. Wszedł różowy, bo nie wkropiłam go na tyle dużo, by zrobił się bardzo ciemny. Z kremem maślanym jest o tyle dobra sprawa, że jest bardzo łatwy i mało wymagający jeżeli chodzi o składniki i szybki w przygotowaniu.Dzięki temu, jeżeli w trakcie pracy nad tortem nam go braknie, można kolejną porcję bardzo szybko dorobić. Ja w sumie potrzebowałam półtorej ilości składników jakie podałam powyżej. Zrobiłam dwie, ale całości nie wykorzystałam. Jeżeli chodzi dzielnie na części, by powstały dwa kolory, to dzielimy według własnego uznania. Do klasycznego, nie różowego, dodałam jeszcze parę kropli aromatu waniliowego.Aby przygotować krem maślany należy miękkie masło zmiksować na jasną, puszystą masę, a następnie dalej miksując (już na niższych obrotach) dosypywać stopniowo cały cukier i mleko dalej miksując. Przestań, gdy masa będzie jednolicie puszysta – gdy wszystkie składniki się ładnie połączą. By zrobić kolorowy, wystarczy dodać parę kropli barwnika uważając, aby nie przesadzić bo może nabrać intensywniejszej barwy.Przekładamy nim tort, smarujemy również go z wierzchu. Po schłodzeniu w lodówce możecie również robić z niego ozdobne wzorki szprycą do dekoracji. Świetnie nadaje się również do babeczek.Jak zauważycie na zdjęciu, biszkopt wyrósł piękny, bo zastosowałam się do wszystkich wskazówek. Odkroiłam nierówną górę i przekroiłam go raz wzdłuż, uzyskując dwie części które nasączyłam wodą wymieszaną z sokiem z cytryny i cukrem. Owy biszkopt (jak dla mnie) jest bardzo suchy, dlatego nie bójcie się go „porządnie” nasączyć. Odwróciłam go do „góry nogami”, by mieć gładki wierzch do dalszego ozdabiania. Według koncepcji, którą wcześniej sobie w głowie ułożyłam, przygotowałam dwa kremy – biały i różowy. Różowym przełożyłam grubo tort, a na niego położyłam gruba warstwę mrożonych malin. Należy je po rozmrożeniu solidnie odsączyć. Gorzką czekoladę starłam na tarce o grubych oczkach i posypałam nią (dość grubą warstwą) maliny. Na to nałożyłam drugi krążek biszkoptu, który również lekko od spodu posmarowałam kremem by się lepiej trzymał.„Białym” (w cudzysłowie, bo maślany jest lekko żółtawy) kremem posmarowałam cały tort z zewnątrz, a brzegi obsypałam wiórkami kokosowymi.Gotową masę wyrobiłam dłońmi aby zmiękła i rozwałkowałam ją między dwoma arkuszami papieru do pieczenia. Sztabka, którą dostałam w sklepie miała wagę 250 gram i kosztowała około 9,50 zł. Jak widzicie, wystarczyła tylko na stworzenie czegoś w rodzaju „obrusika”, „blatu stoliczka” i na kokardkę. Nie mając już czego użyć (szkoda że nie miałam białej masy marcepanowej) kremem wykończyłam tort robiąc napis, coś w rodzaju wstążki i kwiatuszka który był miejscem na świeczkę. Literki posypałam różową cukrową posypką.











Uf, to chyba najdłuższy z przepisów, jaki kiedykolwiek zagościł na blogu…