ßßß
Tak przygotowane ciasto przepuściłam 2 razy przez maszynkę do mięsa - i to jest właśnie sekret kruchości mojego chrustu. Po takim przemieleniu ciasto jest wystarczająco napowietrzone więc nie trzeba go ani długo wyrabiać ani tłuc wałkiem i można przystąpić do wałkowania. Wadą tej metody jest to, że ciasto jednak się lepi i trzeba jakoś domyć później po nim maszynkę, ale raz do roku daję radę :DCiasto podzieliłam na kilka części, każdą rozwałkowałam cienko, bardzo cienko podsypując mąką bo jednak się trochę lepiło i radełkiem pokroiłam na paski szer ok. 3 cm i dł. ok. 10 cm. Każdy pasek nacięłam wzdłuż, m/w na środku na długości 2 cm i przewlekłam jeden koniec przez nacięcie.W dość szerokim rondlu roztopiłam smalec bo ja zawsze smażę je na smalcu, ale oczywiście jeśli ktoś chce może użyć oleju. Tłuszcz powinien być bardzo gorący - aby sprawdzić czy jest dobry można wrzucić kawałeczek ciasta i jeśli wypłynie od razu to tłuszcz jest gotowy. Kiedy smalec się nagrzał kładłam luźno faworki otrzepując je wcześniej z nadmiaru mąki, po kilka sztuk w jednej partii bo bardzo rosną, i smażyłam na złoto z obu stron. Przewracałam po prostu widelcem. Usmażone wyjmowałam łyżką cedzakową na tacę wyłożoną ręcznikami papierowymi aby odsączyć nadmiar tłuszczu. W taki sposób usmażyłam kolejne partie aż do wyczerpania ciasta. Kiedy nieco ostygły oprószyłam je cukrem pudrem.Jeśli macie jakieś dobre rady na temat chrustu to podzielcie nimi ze mną i innymi czytelnikami bloga - na pewno bardzo się przydadzą