Wykonanie

Święta upłynęły nam w leniwej, rodzinnej atmosferze (przy okazji raz jeszcze dziękuję wszystkim serdecznie za życzenia!). Po tygodniu sprawdzania testów i obliczania średnich bardzo potrzeba mi było tego ‚ nicnierobienia’ . Pogoda na szczęście dopisała, tak więc większą część wielkanocnego weekendu spędziliśmy poza domem.
Pola kwitnącego rzepaku wciąż odurzają swoim zapachem, w ogrodach i sadach kwitną drzewka
owocowe oraz bzy (zakwitły już też pierwsze
kasztany!).

Co roku wiosną niezmiennie cieszę się, że tu gdzie mieszkam tak blisko mam i miasto, i
wieś. I że nasze lokum nie znajduje się gdzieś w centrum betonowej pustyni, ale o ‘ rzut beretem ’ od takich miejsc, jak te z dzisiejszych zdjęć.

A tuż obok – las i połacie kwitnącego właśnie
czosnku niedźwiedziego, który teraz wiosną najchętniej dodawałabym praktycznie wszędzie…

Po powrocie ze spaceru zaś – kawałek mojego ulubionego świątecznego wypieku : drożdżowej
strucli z
makiem *, która u mnie koniecznie musi zawierać tyle samo masy makowej co ciasta ;)* a wszystko dzięki
Kabie i jej makowemu pogotowiu, za co raz jeszcze serdecznie dziękuję :*EDYCJA : Przy okazji dziękuję również Wiśle za ‚przywołanie do porządku’ ;) i przypomnienie o kwietniowej liście wypieków – klik .

Ciasto przygotowałam tak jak na grudniową
struclę z
bakaliami (dodając tylko ok. 100 g
cukru), nadzienie zaś powstało na bazie
maku mielonego : ok. 350 g
maku gotowałam kilka – kilkanaście minut w 400 – 450 ml
mleka migdałowego ; następnie wymieszałam przestudzony
mak z ok. 2-3 łyżkami
miodu oraz 2-3 łyżkami domowego
dżemu morelowego ; do tego dodałam ok. 100 g mielonych
migdałów oraz sporo drobno posiekanej, kandyzowanej
skórki pomarańczowej oraz dobry chlust
rumu . Wystudzoną masę rozsmarowałam na dosyć cienko rozwałkowanym cieście (podzieliłam je tym razem na dwie części, by otrzymać 2 osobne
strucle), posypałam
płatkami migdałowymi, zrolowałam dosyć ściśle, ‘skręciłam’ i ułożyłam w wyłożonych papierem keksówkach (wyrastanie i pieczenie podobnie jak w przypadku
strucli bakaliowej).
Strucle były idealnie rumiane, lekko wilgotne, długo pozostały świeże, a co najważniejsze – bardzo posmakowały teściom, co w przypadku nie przyzwyczajonych do
maku podniebień nie zawsze się udaje ;). Bardzo więc możliwe, że w ten weekend będzie jeszcze jedna makowa powtórka, choć tym razem być może w formie bułeczek, a nie ciasta.

Pozdrawiam Was serdecznie i już teraz życzę wszystkim udanego weekendu! Dla mnie jest to początek wyczekanych ferii (chyba nawet całkiem zasłużonych ;)), już teraz więc cieszy mnie perspektywa bliższych lub dalszych eskapad i robienia tego, na co nie zawsze po pracy ma się czas lub niezbędną energię (w co wliczyć należy również zajmowanie się blogiem, który często niestety schodzi na dalszy
plan…).‚