Wykonanie
Wpis numer 1000 był w sierpniu trzy lata temu, kto jest ciekawy, może zajrzeć – jest tam nieco historii bloga. Po raz kolejny napiszę, jak bardzo się cieszę, że dzięki temu, że go prowadzę poznaję wielu wspaniałych ludzi i przeżywam super przygody, nie tylko kulinarne.
Wraz 1500 wpisem na blogu na facebookowej stronie bloga liczba polubień zbliża się też do tej samej liczbymam nadzieje, że osiągnie ją lada dzień, kto chce polubić i dostawać codziennie sezonową propozycję na obiad w cyklu „dziś na obiad proponuję” oraz inne bieżące i aktualne ciekawostki, to proszę bardzo – klik, klik, albo z
boku, w zakładkach.
Przejdźmy do przepisu – kandyzowane listki
mięty zauważyłam na blogu Komarki i ujęły mnie swoja urodą. Są doskonałym i aromatycznym
dodatkiem do deserów,
tortów czy
drinków.Przygotowanie ich jest proste, wymaga tylko cierpliwości – każdy listek smarujemy lekko ubitym
białkiem i maczamy w drobnym cukrze z obu stron, kładziemy do wyschnięcia w przewiewnym i zacienionym miejscu, najlepiej na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Latem takie listki wysychają w ciągu kilku godzin , najlepiej jednak zostawić je na dobę.
Potem trzymamy w pudełku.Jedną porcję tych listków oddałam na aukcję Allegro na rzecz hospicjum dla dzieci na Blog Conference Poznań, reszta jest przeznaczona na specjalne okazje. Zabieram się za kolejną transzę , by zdążyć przed jesienią. To dość żmudne zajęcie, ale jak się lubi
miętę i pomyśli o efekcie, to może być nawet relaksujące .Teraz
pora na równie przyjemny
miętowy wytwór, czyli
likier. Przepis dostałam od znajomej i jest on prosty :
Likier powinien
mieć około 16 %
alkoholu, więc nie robiłam go na
spirytusie, tylko na
czystej wódce. Poza tym w pierwszej fazie, macerowania się liści
mięty , zapomniałam o nim – stał sobie spokojnie na kominku i zamiast tydzień, macerował się miesiąc. Wyszło mu to na dobre, bo krótko po zmieszaniu z
syropem już nieźle smakował. Poza tym – nie bardzo wiem, skąd w prezentowanych w
sieci likierach taki piękny zielony kolor. Mi wyszedł zielono-brązowy, jak
herbata miętowa. Wiem jakie rośliny dają piękną zieleń, ale wolałam nie ryzykować i nie psuć smaku, a dodanie barwników sztucznych w ogóle nie przyszło mi do głowy.
LIKIER MIĘTOWYGałązki świeżej
mięty, dużo, ile wejdzie do słoikaszklanka dobrej
czystej wódki1, 5 szklanki
wody3/4 szklanki
cukruUmytą
miętę upychamy w słoiku i zalewamy
wódką na tydzień albo i dłużej.
W międzyczasie potrząsamy słoikiem, ja tak robiłam na początku,
potem zapomniałam, więc wstrząsnęłam solidnie tuż przed odcedzeniem. Liście dobrze wycisnęłam.Z
cukru ( można jego część zastąpić
miodem) i
wody gotujemy
syrop, studzimy. Mieszamy z odcedzonym
alkoholem i odstawiamy na jakiś czas, im dłużej, tym lepiej. Ja swój zrobiłam w butelce po 10-letnim
Porto, więc zyskał dodatkowy smaczek.
Likier jest dobry sam ( popijany do
kawy i czegoś słodkiego) , jako dodatek do deserów , może być też bazą letnich
drinków, ale wtedy lepiej zrobić nieco mocniejszy.Na świętowanie 1500 wpisu na blogu nadaje się doskonale.Smacznego i na zdrowie !