Wykonanie
W przypadku tego typu imprez często ludzie płaczą, że niewielki wybór, brak konkurencji i wysokie ceny. Czy jest zatem sens chodzić na te wszystkie bazary, festiwale i targi z żywnością lokalną, ekologiczną i prosto od producenta?
Na pierwszej edycji Festiwalu Smaków Dolnośląskich (ul. Zwycięska 4 we Wrocławiu, teren DODR-u) nie mogłam się pojawić, ale z entuzjazmem wybrałam się na drugą. Kupiłam wiele produktów, niektóre były w przyzwoitych cenach (
wędliny,
jabłka,
oleje), inne dość drogie (np. cydr – za pół litra trzeba zapłacić 10 zł, ale powszechnie wiadomo, że
krajowy cydr jest
drogi).Jeśli wystawca ma zapłacić 100 zł za stoisko, za paliwo w obie strony (niektórzy przyjeżdżają do Wrocławia z Kotliny Kłodzkiej czy z Jeleniej Góry) i jeszcze zarobić na sprzedaży swoich produktów, to wiadomo, że cena będzie wyższa . Jeśli kupujących będzie niewielu, to i analogicznie zejdzie mniej towaru. Te kilka sztuk trzeba sprzedać jak najdrożej, żeby pokryć chociaż koszty – myśli sprzedający. Kupujący myśli, że
drogo i nie poleci koleżance, sąsiadce, znajomej, więcej nie przyjdzie, ale skoro już się przejechał przez pół miasta, to kupi sobie odrobinę, symbolicznie, na spróbowanie, żeby
mieć opinię, żeby poznać smak.
Musimy
mieć jednak świadomość, że sprzedający ma takie a nie inne ceny też z tego powodu, że jego produkcja nie jest na tak wysokim poziomie, jak w gospodarstwach rolnych wytwarzających żywność na skalę przemysłową. Warzywa nie są przenawożone, zbierane są często ręcznie, areał jest niewielki. To wszystko wpływa na koszt i na wygląd tego, co znajdujemy w ofercie. Każda
marchewka, nawet ta pokręcona i niewiele większa od kciuka jest na wagę złota. Dosłownie.
Wydałam nieco ponad 100 zł i kupiłam: 1 butelkę
octu jabłkowego, 1 butelkę cydru, 2 kg
jabłek, 3 litry
soku jabłkowo-
porzeczkowego, 250 ml
oleju lnianego, po pęczku szczawiu,
pietruszki i
rzodkiewki, trochę
wędlin (nie ma to jak przypomnieć sobie smak dobrego
salcesonu i
pasztetowej), ekologiczny
makaron orkiszowy w kształcie literek. No i ból: daliśmy się z
Małżem namówić Człowiekowi Wyżerce na popcorn i watę
cukrową (każde po 5 zł!). Niestety, przed samym wejściem na stoiska ustawiła się pułapka na dzieci w postaci tych, nieco odstających od konwencji wydarzenia, „smakołyków” (i to jeszcze z dopiskiem, że „najlepsze pod Słońcem”).
Dobra, można powiedzieć, że dzięki temu w miarę spokojnie zrobiliśmy zakupy (pomijając moment, gdy Panna Grymaśna niemal pobiła się z bratem o watę
cukrową, a później się zorientowała, że w
sumie szkoda było zachodu i wyrzuciła łup), ale szczerze mówiąc, okazało się później, że równie dużą frajdę moim dzieciom sprawił kubek soku z
kiszonej kapusty.Jak już jesteśmy w temacie dzieci, to teren wokół DODR-u kusi
zielenią i sprzyja wybieganiu się.W zacisznych, zacienionych miejscach
stoją urokliwe drewniane stoły i ławki (plastikowe krzesełka również), więc można wygodnie zrobić sobie mały piknik i dłużej pocieszyć się piękną pogodą (jeśli akurat taka jest).Niedaleko postawiono również Zaczarowany Autobus, który cieszył się sporym powodzeniem wśród dzieciarni i na kocyku rozłożyła swoje farbki pani, która malowała maluchom buzie. To akurat bardzo mi się podobało, chociaż nie skorzystaliśmy, bo Człowiek Wyżerka zbyt był pochłonięty pochłanianiem wyżebranego popcornu.
Czy warto się zatem wybierać na tego typu festiwale, bazary i targowiska? Tak! Zwłaszcza z dziećmi! One uwielbiają ten klimat, zapachy, atmosferę festynu. Widzą, że jedzenie bierze się nie tylko z supermarketu. Mogą czegoś spróbować, dotknąć, powąchać. To jest ogromna frajda.A dorośli co mogą zyskać? Przy odrobinie otwartości mogą poznać nowych ludzi, porozmawiać o tym, jak wygląda technologia wytwarzania produktów, które się tam sprzedaje, rozwiać swoje wątpliwości, nauczyć się czegoś.Festiwal Smaków Dolnośląskich to miejsce, w którym powraca biblijny zwyczaj łamania się
chlebem. To miejsce, gdzie obcy ludzie życzliwie pochylają się nad tym niecodziennym już, niestety,
pieczywem, wypartym przez supermarketowe „dmuchawce”, i ufają, że wkrótce będzie „naszym powszednim”. Trzeba tylko pozwolić takim imprezom trwać. I chodzić na nie!
Related PostsBabka na
winie musującymPszenno-żytni razowiec na
maślance z
miodem gryczanym i
słonecznikiemBliny pszenno-gryczanePierniczki pszenno-żytnie na miodzie gryczanym
Śledzie po kaszubsku (i prawo zachowania energii)