Wykonanie
Styczeń w mojej kuchni wciąż pełen jest warzyw, choć teraz częściej niż dawniej w postaci
soków (a wszystko to za sprawą pewnego hojnego Mikołaja ;)).Ale zacznijmy od początku…
Soki do tej
pory przygotowywałam najczęściej w sokowirówce (plus oczywiście wszelakie koktajle miksowane blenderem). Mimo, iż sokowirówka była solidna, szybka i praktyczna w użyciu, to z lekka frustrował mnie zawsze fakt, że odpadki pozostawały niestety bardzo mokre, co oznaczało ‘utopioną’ tam część soku. I do tego mnóstwo piany na powierzchni oraz rozwarstwiający się sok, który na dnie bardziej przypominał pastelową, koloryzowaną
wodę niż sok właśnie… Gdy więc w zeszłym roku ‘odkryłam’ u teściów jakość
soków z domowej wyciskarki, zrozumiałam, że to jest TO! I że sokowirówka natychmiast może przejść na zasłużoną emeryturę ;)Poza tym jakość
soków z wyciskarki jest nieporównanie lepsza, gdyż warzywa /
owoce są bardzo powoli zgniatane, a nie masakrowane podczas szatkowania i późniejszego ‘odwirowywania’ (sokowirówka to kilka-kilkanaście tysięcy obrotów na minutę, a wyciskarka ok. 80 – 100). Nie ma więc tutaj niepotrzebnego napowietrzania oraz nagrzewania i utleniania soku, które mogą powodować straty składników odżywczych.
Dwa wałki
ślimakowe (piszę tu o modelu, który posiadam) najpierw rozdrabniają, później miażdżą i tłoczą surowiec, a na koniec filtrują płyn przez mikrootwory. Otrzymany w ten sposób sok jest lekkostrawny (przy czym wciąż bogaty w witaminy i mikroelementy) i wyjątkowo polecany we wszelkiego rodzaju kuracjach
sokowych (a na przykładzie teściów widzę, że czyni przysłowiowe cuda…).A jeśli z reguły nie interesują Was witaminy i mikroelementy ;) to może przekona Was efektywność wyciskarek, zużywają one bowiem o wiele mniej prądu niż sokoworówki, a poza tym dzięki nim otrzymujemy naprawdę więcej soku (i praktycznie suche wytłoczyny). Zresztą świetnie widać to np. tutaj – klik lub tutaj (mój sokowirówkowy sok z dyni wyglądał tak jak w drugim linku – zerknijcie od 26 sekundy…).Niektóre wyciskarki mają również dodatkowe wkłady, dzięki którym możemy otrzymać gęste preparacje typu musy, puree czy
sorbety przy użyciu
mrożonych owoców (przyznaję, że mojej jeszcze nie przetestowałam, ale co się odwlecze… ;)).Jedynym minusem (oprócz ceny rzecz jasna…) jest fakt, iż używanie wyciskarki może być nieco bardziej czasochłonne, ja jednak teraz już bym z niej zrezygnowała. Poza tym tylko dzięki niej udaje mi się zaserwować co poniektórym ;) całkiem imponującą ilość
surowych warzyw! A co za tym idzie – niesamowity zastrzyk witaminowo-energetyczny, który z pewnością nam się teraz przyda.
Warzywa do soku kupuję z uprawy biodynamicznej (ewentualnie ekologicznej).Aktualnie najczęściej jest to
dynia /
marchewka + dodatki, np.:- fenkuł-
burak-
seler (korzeń i / lub nać)-
pasternak-
jarmuż lub to, co akurat znajduje się w szufladkach lodówki ;) choć to
dynia stanowi teraz bazę
soków (nie pochania tak jak
marchewka np. metali ciężkich z gleby, warto więc dać jej pierwszeństwo na naszej warzywnej liście).Do tego zawsze dodaję kawałek
imbiru oraz
cytryny, często również
jabłko . Świetnie smakuje sok z dodatkiem zamrożonej w sezonie aronii, choć niestety nasze rodzinne zapasy powoli już się teraz kończą. Najczęściej przygotowuję mieszanki z 2-3 warzyw, wybierając je nie tylko ze względu na smak, ale również ze względu na ich wartości odżywcze (niestety kolor niektórych z nich nie zawsze jest zbytnio fotogeniczny, więc pewnie nie wszystkie będą tutaj gościć ;)).A na koniec mała (dyniowa…) ciekawostka : tak wyglądała jedna z muszkatołowych dyni (prowansalska) rozkrojona na początku listopada :
Po raz pierwszy widziałam skiełkowane nasiona w tak daleko posuniętym stadium (niektóre
kiełki miały już ponad 10 cm długości!). Nawet te, które zimują u mnie przez prawie rok nie wyglądają tak jak ta. Trafił mi się jak widać wyjątkowo żwawy egzemplarz ;)‚Pozdrawiam serdecznie!‚