Wykonanie
Kiedyś wyraziłam pogląd, że za pewne potrawy nie warto się brać jeśli w rodzinie jest ktoś, kto robi je po mistrzowsku. Jedną z tych potraw w moim przypadku jest pasztet. Moja Mama piecze najlepszy pasztet pod słońcem . I zdania co do prymu w jego przyrządzaniu absolutnie nie zmieniam. Przed Świętami Bożego Narodzenia stało się jednak tak, że wyjścia nie było. Wyjazdowa rehabilitacja Mamy postawiła mnie przed koniecznością zmierzenia się z tym tradycyjnym wypiekiem. Na szczęście wspomogła mnie Babcia - wiekowa ostoja tradycji, również tych kulinarnych. Ponieważ zbliżają się kolejne święta, w które na
stole nie może zbraknąć pasztetu postanowiłam podzielić się z
Wami naszą rodzinną recepturą.

Składniki (3 - 4 blachy w zależności od wielkości):2 spore, ale nie gigantyczne skrzydła indyczeok 60 dag
wołowiny (np. pręga,
udziec)do 1/2 kg
mięsa wieprzowego (np.
łopatka)ok. 40 dag chudego podgardlaok. 40 dag
wątroby wieprzowej4 suche
kajzerki4-5
jajeksól,
pieprz ziarnisty4-5 listków laurowych4-5 ziaren
ziela angielskiego2-3 ziarna jałowca
imbir mielony1 szt
gałki muszkatołowejPrzygotowanie:Umyte
mięso dusimy w bardzo małej ilości
wody wraz z
przyprawami (
pieprz, listek, ziele,
jałowiec) w odpowiednio dużym garze. Nie dodajemy tylko wątroby. Nie solimy także
mięsa - łatwiej zmięknie.
Mięso wyciągamy kiedy jest miękkie. Przepuszczamy przez maszynką 3-krotnie (wraz z wygotowanymi
przyprawami). Wątrobę wrzucamy na wrzący
wywar i gotujemy tylko przez chwilę (do różowości), następnie mielimy. W wywarze zmiękczamy
bułki, które również mielimy. Pozostały
wywar odcedzamy i wlewamy do
mięsa. Dodajemy też
jajka i dokładnie wyrabiamy. Trochę to trwa i siły fizycznej wymaga. Pasztet przyprawiamy najpierw
solą i
pieprzem. Doprawiamy do smaku mielonym
imbirem i tartą
gałką muszkatołową (ja na taką ilość
mięsa zużyłam niecałą sztukę). Dobrze wyrobioną masę wykładamy do wysmarowanych
smalcem i obsypanych
bułką tartą wąskich blaszek. Wyrównujemy (jak to Mama mi określiła - głaszczemy) łyżką maczaną w zimnej wodzie. Pieczemy aż się ładnie zrumieni w piekarniku nagrzanym do 180 - 190 stopni (bez termoobiegu) (trwa to ok godzinę).Pasztet udał się. Wszyscy chwalili. A ja przekonałam się, że to ciężka orka fizyczna. Wyrobić dobrze pasztet to nie lada sztuka. Chwała postępowi za elektryczne maszynki do mielenia bo jak bym jeszcze miała kręcić ręcznie mięcho to zakwasy murowane. Tym razem pasztet robi Mama i doczekać się nie
mogę jak go skosztuję. A dla wszystkich producentów domowego pasztetu życzenia powodzenia i wyrazy szacunku.Niestety fotki z produkcji uległy zniszczeniu wraz z podstarzałą kartą pamięci. No cóż, pewne chwile są po prostu niepowtarzalne.