Wykonanie
Tym razem wywiało mnie do Siedlec, a właściwie obok, gdzie byłem zobowiązany spędzić tydzień, także nie ma co się zadowalać półśrodkami i trzeba sobie było ogarnąć jakąś bazę żywieniową, a o tą nietrudno choć można się naciąć :) Ale o tym jeszcze wspomnę.Zacznijmy od początku.
Droga nie najlepsza, ale biorąc pod uwagę
porę roku i tak było przyzwoicie. W
porze obiadowej zatrzymałem się w miejscu, w którym zazwyczaj
stoją panie do usług specjalnych, które ze względu na brak zadaszenia było w tym momencie wolne po to, aby zjeść podróżny posiłek składający się z:
kasza jaglanamasło orzechowefigi suszoneowoc granatu
Przepis prosty.
Kaszę gotujemy. Wrzucamy do pojemnika i dodajemy
masło orzechowe.
Figi kroimy w kostkę i też dodajemy.
Granata kroimy na pół i wywracamy na drugą stronę, żeby nam było łatwiej wyciągnąć miąższ. W innym przypadku trochę chlapie. I tak mamy bazę jaka jest
kasza jaglana, uzupełniona
masłem i
figami, i żeby nie było takie mdłe dodajemy
granata. W podróży idealne.Nie byłbym sobą jakbym nie zajechał na obiadokolację do znanego mi już baru w Grójcu mieszczącego się na samym rynku. Jeśli ktoś chce poczuć egzotykę tzn. dokładnie tak jak w miejscu, z którego wywodzi się to jedzenie to koniecznie musi tam pojechać. Ten szyld świecący to właśnie ten lokal.

Największym plusem tego miejsca jest kilka pozycji z
tofu w menu no i wspomniany klimat wschodu. Czyli kuchnia blisko stołów, toaleta jak w PKP, na ścianach jakieś kartki z informacjami ad. obsługi nietrzeźwych z pozaginanymi
rogami, pochlapane jedzeniem, widelce plastikowe rączkami w dół, oczywiście jakieś specyficzne ozdoby i dopełnieniem tego klimatu jest lodówka PEPSI :) Jak ktoś oglądał "Kickboxera" z słynnym wtedy, ale i ostatnio Van Dammem to wie o co chodzi :) Co tu gadać. Lubię to miejsce :)Same Siedlce przywitały mnie bardzo ciekawym pomysłem jakim jest choinka ze śmieci. Może nie wygląda tak ładnie jak naturalna, ale niewątpliwie była dużo tańsza i i problem z odpadami rozwiązany na jakiś czas. Pomysł wzbudza co prawda wiele kontrowersji, bo święta, odkąd się stały świecką tradycją, muszą być kojarzone z przepychem, ale mi się podoba :)

W samym
mieście do zwiedzania jest niewiele. Rzuca się w oczy ogromny ruch w centrum. Moim zdaniem zagęszczenie większe niż w Warszawie, a jeśli chodzi o miejsca do parkowania, to porównywalnie :) Oprócz tego sporo osób nosi noże w kiszeniach, co rzuca się w oczy bardziej niż im się chyba wydaje :)Moim zdaniem najlepszy budynek w
mieście to ten klimatowy bank. Kojarzy mi się ze starymi kryminałami. Tylko ktoś go zepsuł szyldem więc wymazałem i wstawiłem lepszy :)

Drugi ciekawy budynek, a właściwie kompleks,
mieści się zaraz na przeciwko. Widząc ten układ od razu pomyślałem o
gangu Olsena :)

Jest nawet ciekawy kompleks parkowy z pomnikiem
łosia i zbiornikiem wodnym. Tzn. byłby ciekawszy gdyby nie:-
pora roku-
pora dnia- Ustawa z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowiChoć jestem przekonany, że rozwiązuje problem braku toalet w galeriach handlowych.

Oprócz tego w okolicy równie ciekawa tradycyjna zabudowa.

Ale żeby nie było, jest również coś dla moich największych fanów.

No ale do rzeczy czyli o samym jedzeniu. Kiedy wpiszemy w google hasło "bar wegetariański siedlce" pojawia nam się na pierwszym miejscu jakaś pozycja, której nazwa nawet wskazuje, że to właściwe miejsce. Niestety. Nie jest. Generalnie nie wiem czy to zabieg marketingowy czy przypadek, że wyskakuje właśnie ten bar, ale równie dobrze każdy możemy nazwać barem wegetariańskim w myśl zasady wegetariański = posiadający w swoim menu dania bezmięsne. Z tym, że pewność mamy wtedy tylko co do samych kawałków
mięsa. No w każdym razie poczułem się oszukany i zrezygnowałem :)W samym centrum zaraz koło sklepu z dewocjonaliami jest pewien portal obfitości :)

Po przekroczeniu mamy do wyboru po prawej falafle, po lewej
tofu w różnych konfiguracjach :)Oprócz tego byłem też w restauracji japońskiej. Można tam kupić wegańskie sushi. Tu pewna miła pani ubrana w górę od Gi koloru czarnego (sam mam czarne :) ) postanowiła zrobić wyjątek i pomieszać mi różne opcje. Z marynowaną
rzepą i
ogórkiem z
sezamem. Za co jestem wdzięczny i pozdrawiam. Zjadłem w miejscu zakwaterowania popijając pszenicznym
piwem, bo nie znalazłem
ryżowego o tej
porze roku :)

A jak już jeść
kisiel najlepiej to najlepiej smakuje w Kisielanach :)

W drodze powrotnej jeszcze tylko na chwilę do Warszawy co by obejrzeć pomniki gladiatorów. Dwa w Łazienkach.Ten. Niezbyt widoczny ze względu na trwające tam roboty.

I ten.

A także ten, znajdujący się w Ujazdowskim. Znany wcześniej z podróży do Krzeszowic.

Wypadałoby coś zjeść. Tylko teraz zapytałem kolegi gdzie najlepiej, a trzeba przyznać, że zna się na rzeczy i ma świadomość zarówno mojego gustu nie tylko co do samego jedzenia, ale i klienteli jak i pojemności portfela. Dlatego polecił mi mały bar z kuchnią dalekiego wschodu mieszczący się na przeciwko całego
rzędu sex shopów, który wśród innych sąsiednich wyróżnia się wielkim napisem Kuchnia Wegańska (chyba :)) I tam zamówiłem sobie takie coś. Całkiem smaczne.

No i rzecz najlepsza z każdej wyprawy. Łupy!

Ręcznie robione
cukierki, marcepan i
imbir w
czekoladzie. Do tego lokalny
keczup i paluszki w
czekoladzie zakupione w jakimś małym markecie. No i jeszcze Rittery, bo przecena w hipermarkecie była :)