Wykonanie
Na dworze jest dziś chyba z milion stopni! Prawdziwy żar tropików lub istne Saint Tropez w zachodniej Polsce:)Nie zamierzam jednak narzekać, bowiem mam jeszcze w pamięci tegoroczną zimę i moje modły o kilka ciepłych dni.No to mam, co chciałam!W takie dni nie sposób myśleć o tradycyjnym obiedzie, choć nie raz zdarzyło mi się (subtelnie lekceważąc prognozę pogody) zaserwować gorącą pieczeń tudzież rozgrzewający barszcz:)Ale nie dzisiaj, Kochani!Zainspirowana przepisem, sygnowanym przez Roberta Makłowicza, który wpadł mi w ręce w jednej z
sieci supermarketów, postanowiłam ugotować mój pierwszy w życiu chłodnik!

Wybrałam się zatem na zakupy, w poszukiwaniu niezbędnych składników.Sobota jest jednym z moich ulubionych dni, kiedy mam w końcu okazję trafić na lokalny targ. Dziś zewsząd atakowały
wiśnie,
czereśnie,
maliny,
porzeczki,
jagody,
brzoskwinie,
morele......(można było oszaleć ze szczęścia:)) i nie miałam najmniejszej ochoty tego ataku odpierać!Wręcz przeciwnie.Co rusz podkładałam drugi policzek, a w zasadzie robiłam dodatkowe miejsce w torbie. Jak tak dalej pójdzie,
będę musiała zainwestować w wózek na zakupy (albo w tragarza:)).Tak czy owak, nabyłam
drogą kupna niezbędne:
wiśnie (1 kg)
goździki (5 szt.)
cynamon (szczypta - ok. 0,5 łyżeczki)czerwone,
wytrawne wino (200 ml)
cytrynę (sok z 1 szt.)
cukier (130 g)
jajka (2
żółtka)
śmietankę kremówkę (200 ml)
wodę (800 ml)
sól (szczypta) i zabrałam się do gotowania.Włożyłam do garnka wypłukane i wydrylowane
wiśnie. Dodałam
wodę,
wino,
sok z cytryny,
cukier,
sól,
goździki oraz
cynamon. Zagotowałam, a następnie trzymałam na "małym ogniu" przez ok. 20 min. Po tym czasie wyjęłam łyżką cedzakową połowę
wiśni, a resztę zmiksowałam blenderem.Odczekałam, aż zawartość garnka lekko przestygnie.W misce wymieszałam
śmietankę z
żółtkami i dodawałam bardzo powoli, łyżka po łyżce nadal ciepłą, lecz nie gorącą zupę (nie chcąc, by zawartość miski się ścięła).Następnie przelałam powoli zawartość miski do garnka z zupą, cały czas mieszając. Dodałam jeszcze ok. 2-3 łyżeczki
cukru (należy go dodać wg własnego uznania). Ostudziłam, wstawiłam do lodówki.Zjadłam:) Teraz pozwolę sobie być nieskromna - Mmmmhhhhhhhhhhhh...pycha!!


Teraz zabieram koc i książkę i zmykam na rowerze nad jezioro!! Pa.