Wykonanie
W dzieciństwie najbardziej szkoda mi było mirabelek, które deptałam butami w trakcie zbierania tych najdorodniejszych
owoców. Chodziłam z koleżankami "na dziki
owoc", wracałyśmy umazane słodkim miąższem, objedzone po kokardę, ale po mirabelkach (zresztą jak i po żadnych innych śliwkach) nigdy nie bolał mnie brzuch. Czasami chodziłam na mirabelkowe łowy na zlecenie babci, która gotowała nam później genialny
kisiel mirabelkowy. Ale to
kisielku babcinym innym razem. Pięć lat temu zostałam obdarowana kilkoma słoiczkami
dżemu, którego smaku już nie pamiętałam. Boshhh, to był najlepszy
dżem jaki miałam w spiżarni, a mój średni syn po prostu się w nim zakochał. W każdy weekend naleśniki albo gofry, placki, czy tostowana
chałka i kolejny słoiczek znikał. Wydawało mi się to tak proste, by zrobić samemu. Wyobraźcie sobie, ze mimo nawoływań wśród znajomych, poszukiwań na targu jednym, czy drugim, mimo próśb i błagań od 4 lat bezskutecznie szukałam
owoców. Po moim apelu na Fb odezwała się do mnie Ada ze Słodkich Przyjemności i po prostu podarowała mi trzy łubianki złocistych mirabelek . Uwierzcie mi, miałam łzy w oczach, a mój syn piszczał z radości jak czterolatek, chociaż wchodzi już w wiek nastoletni.Ada, Ty sama wiesz, jak bardzo Ci dziękuję...

Ubiegłej jesieni posadziłam w ogrodzie dwa drzewka mirabelki . Jeszcze maleńkie, nie kwitły w tym roku i pewnie zanim zbiorę z nich obfity plon minie wiele lat, jednak chodzą czasem pogłaskać moje drzewo :)W kwestii
przetworów jestem tradycjonalistką i chociaż można co chwila wymyślać nowe przepisy na dosmaczanie
dżemów, czy powideł, najbardziej cenię te, które oddają kwintesencję smaku głównego
owocu.
Dżem mirabelkowy lubię dość kwaśny, tylko lekko złamany
słodyczą, ale przede wszystkim musi być krótko gotowany i
mieć nieco żelową konsystencję. Wiecie, wiele
owoców, które zamienia się w
dżemy całkowicie
traci w trakcie gotowania skórkę. Takie są
wiśnie,
czereśnie, wszystkie
porzeczki, a nawet
morele i
brzoskwinie. W
dżemie mirabelkowym skórki są najważniejsze! Nie boję się żelfixu i do tego
dżemu używam go, by skrócić czas gotowania
owoców i uzyskać ten wyśmienity smak.
Dżem mirabelkowy podaję do gofrów z
bitą śmietaną, na domowym
chlebie z wiejskim
twarogiem. Jeśli nie znacie smaku tego
dżemu, koniecznie zdobądźcie chociaż kilogram
owoców i zróbcie go sami. Bo tak po prawdzie to bardzo zapomniany
owoc, na wsiach uważany za "śmiecący", ale w sklepie nie sposób kupić
dżemu z mirabelek. Spróbujecie?Na pierwszym zdjęciu w tym
poście są dwie wersje
dżemu - ta jaśniejsza jest z samych żółtych
śliwek i wygląda jak czyste złoto, nieco ciemniejsza, bardziej pomarańczowa to
dżem, w którym dodałam garść ciemnych mirabelek.2kg mirabelek0,7 lub kg
cukru2 opakowania żelfixu 2:1 lub 3:1Ilość użytego
cukru zależy od kwaśności
owoców. Ja zrobiłam dwie wersje
dżemu - kwaśniejszą z żelfixem 3:1 (1kg
owoców, 035g
cukru i 1 opakowanie żelfixu 3:1) i nieco słodszą, w proporcjach 2:1.Przygotowanie
dżemu jest ultra proste (pomijam kwestię drylowania oczywiście). Umyte i wydrylowane
owoce mieszasz z żelfixem i zagotowujesz, dodajesz
cukier i gotujesz ok 3 minut od ponownego zagotowania. Gorący
dżem przekładam do wyparzonych, suchych, gorących słoików i od razu zakręcam. Nie wymaga pasteryzowania, ani odwracania do góry dnem.

Mirabelki najlepiej drylować z pomocą
szpilki do koków - wbijam jej zaokrąglony koniec w
owoc w miejscu ogonka i szybkim ruchem usuwam pestkę. Jeśli macie dorodne
owoce, idzie to naprawdę sprawnie. Pierwszą łubiankę z
trzech, które podarowała mi Ada (dzięki!!) wydrylowałam sama, ale już kolejne dwie zrobili moi synowie. Uwierzcie mi, wprawdzie dzieci lubią pomagać w kuchni, ale wydrylowanie ok 8kg to była dla nich ciężka praca. Za to radość z pierwszej kromki
chałki z jeszcze ciepłym
dżemem wynagrodziła im włożony trud.