Wykonanie
Z
planami już tak jest, że jak się ma ich za dużo, to niestety nie zawsze wychodzą. Niby sesję egzaminacyjną zakończyłam w tym roku w rekordowym tempie, bo już 9 czerwca byłam po wszystkim, ale sesja sesją, a praca i inne obowiązki swoją
drogą. Obiecałam sobie i innym, że po ostatnim egzaminie biorę się porządnie za bloga (i nie tylko za niego), a tu nagle się okazuję, że obowiązków wcale nie ubyło. Minęło 10 dni, z których żaden nie był na tyle wolny, żebym coś ugotowała, albo przynajmniej opisała to, co już mam sfotografowane. Praca, przeprowadzka, pisanie referatu i przygotowania do wizyty w Rosji pochłonęły mnie bez reszty. A blog leżał odłogiem. Nawet teraz, w rodzinnym Gdańsku, dopiero czwartego dnia znalazłam chwilę dla siebie i pisania czegoś innego niż pracy na konferencję.Przede mną perspektywa niesamowitych wyjazdowych wrażeń, które też mam zamiar tutaj opisać. W końcu ile można pisać tylko o jedzeniu, a blog nie miał być tylko poświęcony kulinariom! Najpierw odwiedzam Petersburg w celach naukowych, a
potem krótki przystanek w Hamburgu i dalej lecę do Lizbony już typowo wypoczynkowo. Tam na pewno zamierzamy pojeździć trochę stopem. O tak, witaj przygodo!Ale zanim wybiorę się na voyage, jeszcze trochę o jedzeniu. Co prawda w pierwszej kolejności miałam opisać naprawdę przepyszną zupę z
soczewicy, ale po tak intensywnym okresie naukowym jaki mam za sobą, trzeba sobie trochę osłodzić życie, tak od święta ;)

Zawsze uwielbiałam jabłecznika mojej mamy, bo jest niezwykły w swej prostocie. Od kiedy pamiętam ugniatałam ciasto i uczyłam się proporcji, więc jak tylko miałam okazję, czy to jeszcze w domu, czy to już na studiach, zawsze piekłam jabłecznika. Dlatego nadszedł czas na moją własną wersję, oczywiście w odsłonie bezglutenowej i nieco zdrowszej, bo bez dodatku
cukru. Poeksperymentowałam trochę z
ciastem, które ostatnio użyłam na tartę jajeczno-
szpinakową i postanowiłam zmienić trochę proporcje. I myślę, że ciasto wyszło naprawdę smaczne! Do tego
lody na
boku i tak dobrego deseru dawno nie
jadłam...! Tym bardziej cieszy mnie to, że nie tylko mi, ale całej rodzince bardzo smakowało :)Ciasto posłodziłam
syropem z agawy - była to moja pierwsza próba kuchenna tej alternatywy dla
cukru, więc dopiero wyczuwam proporcje.
Jabłka są same w sobie bardzo słodkie, dlatego nie przesadzałam ze słodzeniem ciasta, ale śmiało możecie zwiększyć proporcje
syropu, bo moja mniej słodka wersja nie każdemu może odpowiadać. Jednak po dodaniu gałki
lodów na
boku, proporcje według mnie były idealne.

Czego potrzebujesz?- ok. 150 g
mąki ziemniaczanej- ok. 120 g
mąki z
ryżu pełnoziarnistego- 90 g
margaryny- 5 łyżek
syropu z agawy - śmiało można podwoić tą ilość, jeżeli wolicie słodszą wersję- 2
jajka-
jabłka prażone-
żurawina (ja użyłam ok. 3 łyżek)

Pierwsza sprawa -
syrop z agawy nie jest musem, ALE nadaje ciastu bardziej płynną konsystencję, więc musiałam dodać więcej
mąki niż planowałam. Dlatego jeżeli używacie niepłynnego słodzika, np.
ksylitolu czy po prostu
cukru, to nie dodawajcie aż tyle
mąki. Ja wolę na początku dodać mniej, a
potem sobie dosypuję do takiej konsystencji jakiej bym chciała. Tym razem ciasto było w mniej zbitej formie, niż jak robiłam tartę ze
szpinakiem, więc miałam więcej zabawy z jego ulepianiem, bo bardzo mocno przyklejało się do dłoni, ale dzięki temu nie było takie suche po upieczeniu.Kolejna sprawa - użyłam foremki silikonowej do tarty, którą standardowo wysmarowałam
oliwką.


Samo mieszanie składników to dosłownie 5 minut. Wrzucamy wszystko do miski, prócz
jabłek oraz
żurawiny i zagniatamy. Tak jak napisałam, ciasto będzie się lepiło, a przy wykładaniu go do foremki będziecie chcieli je wyłożyć byle jak, żeby tylko
mieć już to za sobą [przynajmniej jak tak miałam, ale nie należę do najbardziej cierpliwych osób ;) ] Ważna rzecz - nie zużywajcie całego ciasta, zostawcie trochę do na później. Wyłożone i nakłute widelcem ciasto wstawiłam do piekarnika na 5 minut na 200 stopni (miło czasem móc skorzystać z piekarnika elektrycznego z możliwością ustawienia temperatury.)

Na lekko podpieczone ciasto wyłożyłam prażone
jabłka i dodałam
żurawiny. Do resztki ciasta, która została dosypałam trochę
mąki, żeby było mniej lepkie, a bardziej kruche i obsypałam tartę z wierzchu małymi kawałkami. Całość piekłam kolejne 20 minut.


Najlepiej podawać na gorąco, z
lodami. Bajka!Takie małe rzeczy, a jak cieszą!


Wracam za kilka dni z zupą z
soczewicy! :)