ßßß
Z bussterminalen znajdującego się w samym centrum, ruszyłam główną ulicą miasta - Karl Johans gate. "To takie norweskie Champs-Élysées" słyszałam. Szeroki deptak, zadbane kamienice, mnóstwo sklepów i kawiarni, a na samym końcu czeka na nas Pałac Królewski. Ładnie, ale bez rewelacji.
Na samym początku Karl Johans gate znajduje się katedra. Bardziej od samego kościoła spodobał mi się mały sklep spożywczy, tuż przy jego bramie.
Mile zaskoczyła mnie cena biletu - 30 NOK (ok. 15 zł). Humor poprawiła mi również wielka darmowa mapa miasta, o wiele dokładniejszą od tej, którą wydrukowałam dzień wcześniej.
W sali największego norweskiego symbolisty nie można robić zdjęć. By mieć jakąś pamiątkę, kupiłam pocztówki z reprodukcjami "Dziewcząt na moście" i "Chorego dziecka", które powieszę w moim nowym studenckim lokum. Złotą kredkę dostanie Zosia.
Każda z osobna warta jest uwagi, ale dopiero widok ich wszystkich razem tworzy niezwykle dynamiczną całość.

To własnie od fontanny wszystko się zaczęło. W 1905 roku Vigeland dostał zamówienie na jej projekt. Później stworzył więcej rzeźb wokół niej. Tak powstał park.
Na samej górze widnieje Monolit - ogromna kolumna uformowana z nagich postaci w różnym wieku. Jedna z nich jest autoportretem twórcy.
Park Vigelanda to nie tylko rzeźby, ale również wielkie połacie zadbanej zieleni. Usiadłam na ławce niedaleko rosalium i dałam odpocząć nogom,czytając "Smażone, zielone pomidory".Przy głównej bramie mieści się rewelacyjny plac zabaw. Od razu pożałowałam, że nie ma ze mną Zosi. Byłaby zachwycona.
Jest, samym końcu drewnianej promenady. Drewno, błyszcząca stal, kształt żagla - Muzeum Sztuki Współczesnej, czyli Astrup Farnley Museet.
Nie wiem czy to kwestia niesamowitego światła, czy może budowli samej w sobie, ale cały kompleks zrobił na mnie nieco kosmiczne wrażenie (w dobrym tego słowa znaczeniu). A złoty ziemniak skradł moje serce od pierwszego wejrzenia.
Za muzeum znalazłam miejską plażę. Cały klimat tego miejsca przypominał bardziej małe miasteczko na południu Europy niż centrum skandynawskiej stolicy.
Tjuvholmen, luksusowe osiedle znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie Muzeum Sztuki Współczesnej, na tym samym półwyspie. To właśnie firmy budowlane, które postawiły te luksusowe apartamentowce wyłożyły pieniądze na budowę Astrup Farnley Museet. Jedyne 700 mln koron (ok. 350 mln złotych).Mały apartament w Tjuvholmen kosztuje 5 mln koron. Za oknem muzeum, pod budynkiem drewniana platforma z trampoliną, zatoka, i przede wszystkim - cisza. To wszystko w ścisłym centrum miasta.
Ruszyłam wzdłuż zatoki, w kierunki Opery. Ten budynek po lewej to ratusz. Jak dla mnie wygląda bardziej jak więzienie.
Minęłam Akershus, czyli zamek zbudowany w celu obrony stolicy. Szczerze mówiąc, cały kompleks średnio mi się spodobał.
Dobra wiadomość - z dachu opery rozpościera się piękny widok na miasto i zatokę. Zła - na dach trzeba się wspiąć.
Ogromne przeszklenia dawały możliwość zajrzenia do środka budynku i pstryknięcia zdjęcia, na którym, dla odmiany, jestem ja.
Schodząc na dół zauważyłam, że można wejść do środka. Wnętrze budynku bardzo mi się spodobało. Ogromna, jasna przestrzeń, która dzięki drewnianym elementom nie była tak chłodna jak zewnętrzna część.
Widok z dachu Opery na wieżowce, obok których przejeżdżałam wjeżdżając do miasta. Po wcześniejszym mocnym słońcu nie było już śladu. Niebo zrobiło się stalowoszare, przez co całość prezentowała się surowo i mrocznie. Myślałam, że potrzebna będzie pomoc mojego łososiowego sztormiaka, ale rozpadało się dopiero, kiedy czekałam na autobus na dworcu oddalonym od Opery niecały kilometr.PODSUMOWUJĄC,Koszty:Czy po dniu spędzonym w Oslo czuję, że odwiedziłam najdroższe miasto świata? W żadnym wypadku.Moje koszty to:autobus z Moss do Oslo i z powrotem - 180 NOKwejście do Muzeum Narodowego - 30 NOKbilety do metra - 60 NOKupominki - 35 NOKco daje razem 305 koron, czyli 150 zł. Oczywiście kwota uległaby zwielokrotnieniu, gdybym jadła na mieście (wzięłam swoje jedzenie) czy poszalała z zakupami. Chciałam gdzieś chociaż wypić kawę i skosztować kanelboller, ale niestety nie natrafiłam po drodze na żadne miejsce godne uwagi.Nawet jeśli chcesz przylecieć do Norwegii tylko po to, by zobaczyć Oslo, to nadal będzie to tania i satysfakcjonująca wyprawa (zakładając, że spędzisz w mieście jeden dzień i nie martwisz się o nocleg).Ja za bilety z Poznania do Oslo Rygge zapłaciłam, bez żadnych promocji, 100 zł w dwie strony, na miejscu byłam przed południem. Do tego dochodzi transport z lotniska do centrum, 145 zł w dwie strony. Loty z Oslo Rygge do Poznania kursują rano i wczesnym popołudniem. Czyli mamy cały dzień w stolicy, a przez noc koczujemy na lotnisku czekając na lot.W tym wypadku koszty wynoszą:lot z przykładowego Poznania do Oslo Rygge i z powrotem - 200 NOKtransport z lotniska do centrum i z powrotem - 290 NOKwejście do Muzeum Narodowego - 30 NOKbilety do metra - 60 NOKupominki - 35 NOKCo daje nam ok. 300 zł za cały dzień spędzony w norweskiej stolicy.Podobało mi się?No pewnie, że tak! Wydawanie zdecydowanych opinii na temat miasta, w którym spędziło się zaledwie 10 h byłoby mocno przesadzone, dlatego mogę napisać jedynie o moich pierwszych wrażeniach. Nowoczesna architektura, bardzo pomocni, uśmiechnięci ludzie, piękna przystań. Oslo jest świetnym przykładem tego, ile miasto może zyskać wykorzystując mądrze fakt, że leży nad wodą.Centrum to marny ułamek metropolii, poza tym nie da się poznać miasta odwiedzając jedynie destynacje typowo turystyczne.Podczas kolejnej wizyty (mam nadzieję, że niebawem) koniecznie odwiedzę Mathallen, czyli wielką halę po brzegi wypełnioną jedzeniem z całego świata. Chciałabym również zawitać do Grünerløkka, prężnie rozwijającej się dzielnicy, która uznawana jest za ostoję artystów. Następnym razem!