Wykonanie
My podobno jesteśmy gadułami. Najstarsi górale mówią, że to genetycznie uwarunkowane, wyssane z
mlekiem matki, przekazywane z dziada pradziada. Mówimy dużo, mówimy często, mówimy głośno i nie bardzo wiemy dlaczego rozmówca się krzywi, gdy tematem naszych donośnych dialogów jest zupa owocowa.
Padają wtedy jakieś poprzedzone grymasami wspomnienia przedszkola. Ponoć zimny dreszcz ich często przechodził. Trauma. Lęk nie do opanowania. I gdy tak słyszymy, że "tego świństwa więcej do ust nie wezmę" to patrzymy na siebie jak na idiotki. Bo zrozumieć możemy, że nasze dziwolągowate połączenia (typu...
wędzony łosoś z nutellą) mogą razić/przerażać/obrzydzać/ogłupiać, ale żeby się cholera bać owocowej? To już nie na nasze całkiem pojemne i pofałdowane mózgownice. Wzięłyśmy nieraz jeńców. Kuchennych zakładników. Polując na nich obierałyśmy proste kryterium: niechęć do zupy owocowej. W akcie "teoretycznej maltretacji" karmiłyśmy/poiłyśmy biedaka znienawidzonym przez niego daniem. Akcja niczym z "Piły". Tylko, że zwykle po naszym kultowym tekście " I wanna play a game... " padało " Dzięki ". No jak? Za co? A gdzie " game over "?! Statystycznie rzecz ujmując 99% zakładników pokochało
owocową. Podobno tylko naszą. Przynajmniej tak mówili i nigdy już nie odmówili.


SKŁADNIKI:- kompot
wiśniowy w słoiku, 1 litr-
woda, 1 szklanka,-
śmietany 18%, kubek ok. 300 ml,-
cukier, do smaku,- duży
budyń śmietankowy lub 2 łyżki maizeny (
skrobia kukurydziana), łyżka
skrobi ziemniaczanej,-
suszone owoce (czarny bez, aronia, dzika róża,
czarna porzeczka), po 1 garści,WYKONANIE:Kompot zagotowujemy z
suszonymi owocami, proszek budyniowy rozrabiamy z
wodą i gotujemy na kompocie jak
budyń, dodajemy
śmietanę,
cukier do smaku i zagotowujemy.Chciałoby się powiedzieć "prosta jak barszcz", ale... przecież ona jest prostsza.

Naszą
owocową zawsze robimy z własnych, osobistych
owoców. Mamy sporo słoiczków przygotowanych w sezonie, więc nawet zimą mamy odrobinę ogrodu w garnku. Czasem jednak miewamy ochotę na mały dodatek, który zaczaruje smaki. Tym razem do domowych
wiśni dołączyły
suszone owoce:CZARNY BEZARONIA
CZARNA PORZECZKADZIKA RÓŻAWszystkie te wyżej wymienione nadały zupie charakteru. Ich rola jednak na tym się nie kończyła.
Owoce te to też spory zastrzyk zdrowia. Zastrzyk, który w zupie "puchnie" - a to też ciekawe dla podniebienia.Tu kolejny raz wychwalić musimy sklep SKWORCU . Te
owoce zasługują na wielkie uznanie. Wiemy co mówimy, bo różnego rodzaju suszone i kandyzowane
owoce kupujemy regularnie w różnych miejscach, ale tak intensywnych smaków i aromatów nie odnalazłyśmy na żadnych bazarkach, stoiskach czy innych (nawet typowo
owocowych) miejscach.

Jaka ona jest? Kremowa, aksamitna, mocno owocowa. Łącząca danie główne z deserem, nadająca się na śniadanie, kolację, podwieczorek, drugie śniadanie i... w
sumie, jak się człowiek uprze to co 60 minut może wybić "godzina tej zupy".Jest rewelacyjna:- na gorąco i/lub na zimno,- przecedzona i/lub z
owocami,- z grzankami/płatkami kukurydzianymi/ziarnami i/lub "czysta".Nie wiemy
czemu wiele osób tak się jej boi i co dostawali pod tą nazwą w tym przedszkolu (lub u babci - bo i taka legenda krąży). Nam smakuje za każdym razem niezależnie od
pory roku. To opcja bardzo delikatna ale pożywna. Nieraz była
lekiem na całe zło gdy chwilowo jedzenie stawało się wrogiem. Niejeden wirus/zatrucie/przejedzenie z nią przegrywało.Powiedzcie nam, czy Wy też cierpicie na "zupoowocowo-fobię", czy tak jak my jesteście "zupoowocowoholikami"? A może w skrajności nie popadacie i ona Was nie rusza? :):))) A tu coś dla tych, którzy wolą poważne smaki zup - do wyboru, do koloru, wystarczy kliknąć: KLIK .Aby nic, a nic Wam nie umknęło: zaobserwujcie nas: tutaj i polubcie na facebooku tutaj :)
