Wykonanie
Dynia marynowana i ostatni miesiąc w telegraficznym
skrócie.Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się porzucić bloga na tak długo, niestety taki stan rzeczy przeciągnie się jeszcze kilka tygodni... Jak dobrze, że ktoś wymyślił długie weekendy - jest szansa na nadrobienie kilku zaległości i tych w kuchni (w ten weekend jemy po polsku!), i tych wirtualnych. :)

źródło przepisu: 'Kuchnia polska', red. dr Stanisław Berger, wyd. PWEkilogram twardej dyni2 szklanki
octu 10%3 szklanki
wody2 szklanki
cukrukilka
goździkówkora cynamonowa
Dynię obrać, wykroić miąższ i pokroić w kostkę. Zalać wrzątkiem i obgotować 1-2 minuty, odcedzić. Przygotować zalewę: zagotować
wodę z
cukrem, dodać
goździki i korę
cynamonową, do wrzątku wlać
ocet. Przecedzić, zalać
dynię i ponownie doprowadzić do wrzenia. Odstawić na noc. Następnego dnia odlać roztwór
octowy i doprowadzić do wrzenia, zalać
dynię i odstawić na kolejną noc, po czym czynności powtórzyć.
Dynię umieścić w wysterylizowanych słoikach i zalać wrzącym roztworem, szybko zakręcić. Odwrócić do góry dnem i pozostawić do wystygnięcia lub zapasteryzować.Smacznego!

***Marynowana
dynia jest moją pierwszą propozycją w ramach zabawy "Gotujemy po polsku!", organizowanej przez Irenę i Andrzeja, pod patronatem serwisu zPierwszegoTłoczenia.pl .

***Minął miesiąc, nasze menu pozostawia ostatnio wiele do życzenia, ale mam wrażenie, że wydarzeń starczyłoby na cały rok... Chwilę po porzuceniu bloga miałam przyjemność uczestniczyć w Blog Forum Gdańsk 2011, o samym wydarzeniu napisano już chyba wszystko (klik), obok licznych dyskusji i prezentacji, była klubowa impreza integracyjna, kontynuowana do późnej nocy w hotelowym holu i to, na co czekałam najbardziej - warsztaty fotografii kulinarnej, prowadzone przez Beatę i Lubo z Lawendowego Domu .

Pierwszy raz miałam okazję pobawić się w warunkach studyjnych. Jednak dopiero w drodze do domu, uświadomiłam sobie, że zamiast korzystać z obecności profesjonalistów - słuchać, obserwować i zadawać pytania, w 3 sekundy ustawiłam
plan, zaczęłam pstrykać i skończyłam, kiedy wszyscy dookoła zdążyli już zjeść swoje eksponaty. ;) W rezultacie, moja dokumentacja fotograficzna z BFG 2011 obejmuje li i wyłącznie, ponad setkę podobnych do powyższego ujęć. :)Poza tym, w towarzystwie licznej reprezentacji blogerek kulinarnych trafiłam do rewelacyjnej francuskiej restauracji (polecam! Cyrano et Roxane), gdzie oprócz najlepszego
smażonego boczku (w
sałatce z
kozim serem,
winogronami i
orzechami :)), dostałam zaproszenie na Festiwal
Wina i Smaku. Z tego ostatniego, wróciłam z nieprzyzwoitym zapasem rewelacyjnych krowich, kozich i
owczych serów.

W międzyczasie zdążyłam też zmienić pracę, odebraliśmy mieszkanie, zaprojektowaliśmy i zamówiliśmy, to, co wstawimy do środka. Jeszcze tylko remont, przeprowadzka i awansujemy na level 3 - pn. wymarzona, własna kuchnia. ;)