Wykonanie
W sobotę (11 lipca), dzięki uprzejmości
marki Paclan miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach kulinarnych 'Kuchnia pełna namiętności' Już samo hasło przewodnie warsztatów brzmi zachęcająco, dołożyłam więc wszelkich starań, by się na nich zjawić.
Skróciłam swój spontaniczny urlop nad morzem i wsiadłam w wieczorny pociąg w Kołobrzegu, by w okolicach 5:00 zjawić się we Wrocławiu.
Potem "krótka drzemka", przez którą niemal zaspałam... pośpieszne szykowanie, aż wreszcie wpakowałam się do samochodu Olgi, która towarzyszyła mi na warsztatach. Razem udałyśmy się na Bielany Wrocławskie, a dokładniej do Studio Culinary Solutions & slow food bistro, gdzie przywitali nas organizatorzy oraz szef kuchni Łukasz Terlikowski.Muszę przyznać, że gdy w końcu dotarłam na miejsce, mój szalony poranek nieco zwolnił. Mogłam się wreszcie zrelaksować i chłonąć nieznaną mi dotąd wiedzę na temat afrodyzjaków. Czym właściwie są afrodyzjaki, a także w jaki sposób oddziałują na ludzi? Tego do dzisiejszego dnia naukowcy dokładnie nie potrafią wyjaśnić. Wszyscy jednak doskonale wiemy w jakim celu stosuje się je w kuchni. Mają one zwiększać pożądanie. Afrodyzjaki istnieją tak samo długo, jak istnieje ludzkość. Ich nazwa pochodzi od greckiej bogini miłości - Afrodyty. To właśnie nasi przodkowie, przed laty spostrzegli, że określone
napoje czy tez pożywienie, pobudzają zmysły silniej, aniżeli inne. Wyróżniamy bardzo wiele rodzajów afrodyzjaków. Na warsztatach skupiliśmy się jednak na tych najbardziej popularnych, takich jak:
steki,
szparagi,
truskawki,
owoce morza,
czekolada, czy też aromatyczne
przyprawy. Z ich udziałem powstało apetyczne menu, w sam do przygotowania na romantyczną kolację we dwoje.Mocną stroną warsztatów było miejsce, w którym się odbywały. Studio Culinary Solutions to połączenie szkoły gotowania oraz restauracji promującej zdrową, ekologiczną kuchnię, a także lokalne produkty. Już samo klimatyczne wnętrze zapowiadało, że na naszym
stole pojawi się coś dobrego.

Na plus była również przyjemna i kameralna atmosfera warsztatów. Dziesięć blogerek oraz szef kuchni to warunki sprzyjające nauce gotowania. Przez kilka godzin dzielnie uwijałyśmy się w kuchni pod czujnym
okiem Łukasza Terlikowskiego, który instruował nas i chętnie odpowiadał na wszystkie pytania. Osobiście, im więcej
mogę wynieść z warsztatów, tym większą mają dla mnie wartość. Dlatego ucieszył mnie fakt, że każda z uczestniczek miała udział w przygotowaniu wszystkich dań.

Z wieloma produktami pracowałam po raz pierwszy. Zdarzyło mi się co prawda jeść już
ostrygę, ale otwierałam ją po raz pierwszy. Przyznaję, że to wyjątkowo wredne stworzenia, a ich otwieranie może być lepsze niż machanie sztangą. Z jednym osobnikiem można siłować się nawet 10 minut. Niemniej jednak udało mi się otworzyć nie jedną, a dwie
ostrygi i to w całkiem niezłym tempie. :)
Szparagi i
jajka po benedyktyńsku nie były dla mnie nowością - chociaż tych w kuchni nigdy za wiele, dlatego z miłą chęcią przygotowałam je, a
potem zjadłam. Natomiast p o raz pierwszy zobaczyłam jak dobrze usmażyć przegrzebki. To wcale nie trudne, tylko nie można spuścić ich z oka. :)

Nauczyłam się również czegoś nowego w kwestii przygotowywania
steków.
Polędwicę wołową wystarczy owinąć w folię spożywczą, a następnie kroić w dość grube kawałki i smażyć (nie zdejmując folii!). Taki zabieg sprawia, że
mięso zachowuje idealny kształt i "nie rozpływa się" na boki podczas smażenia. Pozytywnie zaskoczył mnie także deser - obłędnie
czekoladowy i słodki. A jednak z przemyconymi "zdrowymi kaloriami", w postaci owsianej kruszonki oraz
ksylitolu zamiast
cukru.A oto potrawy, jakie powstały w trakcie warsztatów:Wszystkie dania były przepyszne i w
sumie ciężko wyłonić mi spośród nich faworyta. Z miłą chęcią zainspiruję się powyższymi przepisami i przygotuję je kiedyś w domu dla mojego Połówka (oglądając zdjęcia mówił, że "trzyma mnie za słowo"). Dlatego dziękuje marce Paclan za zaproszenie. Wiele by mnie ominęło, gdybym na warsztaty nie dojechała!