Wykonanie

Jako, że w czwartek nie miałem już siły na robienie pączków, nie było u mnie tłustego czwartku. Był tłusty piątek :) Wprawdzie miałem jechać do Katowic na wegańskie pączki, ale nie chciało mi się. I w
sumie dobrze bo z tego co się zorientowałem, rozeszły się w niecałą godzinę. A ponoć weganizm jest taki niszowy i taki niepopularny. To samo było na restaurant day, kolejka aż do drzwi i na dokładkę ciasta nie było co liczyć. Ale dosyć narzekania. W końcu objadłem się pączkami. Ogólnie zachciało mi się takich z nadzieniem wiec trzeba było kombinować. zadnej specjalnej maszynerii do nadziewania nie posiadam. Kupowanie byłoby głupie, bo w
sumie ja tak często coś nadziewam, że pewnie owa maszyneria przeleżałaby do przyszłego roku w szufladzie. Kolejne co mi przyszło na myśl to strzykawa, taka wielka jak w filmach grozy, ale gdzie coś takiego dostać? I czy znowu, nie szkoda kasy? Ostatecznie robiłem wgłębienia przed usmażeniem, nadziewałem i próbowałem zaklajstrować. O dziwo, nic nie wyciekło! Cały proces zajął jakieś 2 godziny (ale z przerwą).Poniżej przepis:- pół kostki
tofu (90g)- niecałe pół litra
mleka sojowego- 2 paczuszki
drożdży- prawie kilo
mąki- 3-4 łyżki
cukru- 3-5 łyżki
oleju- łyżka
octu ryżowego (tylko taki miałem, kiedyś go kupiłem, nawet nie wiem po co)Wszystko oprócz
mąki wrzuciłem do robota i zmiksowałem.
Mleko było w temperaturze pokojowej.
Potem całą mieszankę wlałem do garnka z
mąką i wymieszałem. Wyrzuciłem całość na deskę i wyrabiałem jakieś 10 minut. W międzyczasie dodałem jeszcze trochę
oleju.Ciasto nie chciało rosnąć. W mieszkaniu było za zimno. W akcie desperacji nalałem niedużo
wody do garnka, zagotowałem, zdjąłem z gazu i postawiłem na tym garnek z
ciastem (po 15 minutach potroiło objętość!).Podzieliłem wszystko na duże pączki takie wielkości pięści (mam wyjątkowo duże pięści). Nadziałem
dżemem wiśniowym i zostawiłem jeszcze do wyrośnięcia pod ścierką.
Potem smażyłem na bardzo rozgrzanym
oleju, odsączyłem i gotowe.Dodałem jeszcze polewę. Z tabliczki
czekolady 60%
kakao i 1/3 szklanki
mleka sojowego. I łyżki
cukru (takiej szczodrej, kopiastej). Wystarczy zagrzać na małym ogniu cały czas mieszając i polać pączki. Garnka nie dało się wylizać, wiec wrzuciłem do niego rozciapanego
banana, zamieszałem i wszystko dało się wyjeść :DA tak wyglądają po otworzeniu:

A tu cała deska. Były jeszcze takie malutkie kulki (cała miska) z tego co nie chciało mi się nadziewać, ale zdążyłem zjeść nim zacząłem robić zdjęcia.