Wykonanie
W zeszłym roku Walentynki były meeega
czekoladowe. Do dziś bardzo miło wspominam tamten blok
czekoladowy, jednak w tym roku postanowiłam przygotować coś nieco lżejszego. Poprzednio już po jednym kawałeczku miałam dość ;) Tym razem długo nie miałam żadnego pomysłu, a później długo nie mogłam się zdecydować. W końcu nie mogłam już dłużej zwlekać, trzeba było zrobić zakupy i zabrać się do roboty. Tak naprawdę ogólną koncepcję miałam, ale całość wyklarowała się dopiero w sklepie. Padło na niezawodne połączenie
czekolady i
pomarańczy. Muszę przyznać, że i w tym przypadku mnie nie zawiodło. Ciasto wyszło przepyszne! Kruchy,
maślany spód, delikatny i puszysty krem
pomarańczowy, a to wszystko zwieńczone miękką
polewą czekoladową. Mmmm... Poezja :)Kruche kwadraty z lekkim jak chmurka musem
pomarańczowym i
polewą czekoladową(przepis na dużą blaszkę o wymiarach ok. 26 na 38 cm)

Potrzebujemy:1,5 szklanki
mąki pszennej1 szklankę
cukruok. 230 g zimnego
masła2
żółtka3 szklanki
śmietanki kremówki (takiej, która dobrze się ubija)3
pomarańcze3 łyżeczki
żelatyny180 g
czekolady: pół na pół gorzka i
mleczna2 łyżki
mioduZ 1,5 szklanki
mąki, 0,5 szklanki
cukru, 2
żółtek i 130 g zimnego, pokrojonego w kostkę
masła szybko zagniatamy kruche ciasto. Formujemy kulę, szczelnie owijamy folią spożywczą i wkładamy na ok. 2 godz. do lodówki. Schłodzone ciasto kroimy na jednakowej grubości plasterki (u mnie to było ok. 4-5 mm) i wylepiamy nimi blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Ciasto nakłuwamy dość gęsto widelcem i wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy na złoty kolor, czyli ok. 20 min. Wyjmujemy i czekamy aż ostygnie.W tym czasie możemy przygotować krem.
Pomarańcze dokładnie myjemy i z dwóch ocieramy skórkę. Natomiast wszystkie trzy przekrawamy i wyciskamy z nich sok (u mnie wyszło go ok. 300 ml). Skórkę, sok i 0,5 szklanki
cukru umieszczamy w niewielkim garnuszku i podgrzewamy. Kiedy
cukier się rozpuści, do bardzo ciepłego płynu dodajemy
żelatynę i energicznie mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Studzimy. Dwie szklanki kremówki ubijamy na sztywno, a następnie stopniowo dodajemy do niej sok z
cukrem i
żelatyną. Delikatnie mieszamy. Odstawiamy do lodówki na ok. 5 min. Schłodzony, lekko gęstniejący, ale wciąż płynny krem wylewamy na ostudzony spód. Wyrównujemy i wstawiamy z powrotem do lodówki.Pozostałą 1 szklankę kremówki, obie
czekolady (połamane na kawałki lub posiekane), 100 g
masła i
miód rozpuszczamy w kąpieli
wodnej i odstawiamy do ostygnięcia. Na zastygnięty mus
pomarańczowy wylewamy wciąż płynną polewę. (Polewę najlepiej lać niebezpośrednio na mus, a można pomóc sobie przy tym np. łyżką. Inaczej w delikatnej piance mogą powstać wgłębienia.) Całość wyrównujemy i znów umieszczamy w lodówce.


Teraz już pozostało tylko czekać, aż ciasto nabierze właściwej konsystencji. Po zastygnięciu kroimy je na niewielkie kawałki, np. kwadraty. Przechowujemy też oczywiście w lodówce. Ja pokroiłam nasze ciacho po 6 godzinach i było już ok, chociaż następnego dnia kroiło się je zdecydowanie lepiej, a kawałki były ładniejsze ;) Polewa, którą Wam zaproponowałam nigdy do końca nie stwardnieje i nawet po długim czasie chłodzenia pozostanie miękka, ale tak ma być. Wydaje mi się, że właśnie taka polewa najbardziej pasuje do tej pysznej, leciutkiej pianki. Poza tym taka lekko ciągnąca się
czekolada ma dla mnie swoisty urok i nadaje ciastu wyjątkowy charakter. Jak dla mnie, to był bez wątpienia strzał w 10! A Wy co o nim myślicie?