Wykonanie
Zgodnie z obietnicą - dzielę się przepisem na ciasto
śliwkowe, jedno z najlepszych, jakie
jadłam. Jestem fanką
ciast drożdżowych ze
śliwkami, ale to podbiło moje
serce - i żołądek mojej połówki. Przepis znalazłam o tutaj, polecam zajrzeć dla bardzo ładnego gifa pokazującego składanie ciasta krok po kroku.Sezon na
śliwki w pełni, sądząc po bazarach, więc do dzieła!Składniki:4
jaja250g
margaryny3 szklanki
maki1/2 szklanki
cukru1 łyżka
śmietanyszczypta
soli1/2 szklanki
cukru-pudru
śliwki (u mnie ok. 500g-650g)Czas wykonania : 2-3h (schładzanie)Koszt: ok. 10złWykonanie:Mikserem
margarynę ucieramy z
cukrem,
żółtkami,
śmietaną i szczyptą
soli. Dodajemy
mąkę, po szklance, i miksujemy. Możliwe, że ciasto
zrobi się w pewnym momencie na tyle miękkie, że będzie trzeba je gnieść ręką. Będzie się też lekko kleić, ale spokojnie. Dzielimy je na pół, a następnie jedną z tych połówek znów na pół. Dwie ćwiartki owijamy folią i wsadzamy do zamrażarki. Pozostałą połówką wyklejamy tortownicę 28cm (spód i brzegi, wysoko)(ja użyłam mniejszej tortownicy i też było ok), dziurawimy ciasto widelcem na spodzie, wsadzamy do lodówki na 30 minut. Po tym czasie ciacho wyjmujemy, i wykładamy do środka umyte i wypestkowane
śliwki. Na te
śliwki ścieramy na tarce nasze porządnie już zmrożone w zamrażarce 1/4 ciasta. Ubijamy pianę z
białek ze szczyptą
soli, pod koniec stopniowo dodając
cukier puder, aż
zrobi nam się słodka, gęsta maź. Wylewamy ją na
śliwki i ciasto. Wygładzamy szpatułką, po czym ścieramy ostatnią 1/4 ciasta. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, i pieczemy aż góra pięknie się zezłoci - od 60-80 minut, w zależności od piekarnika. Ciasto najbardziej smakowało mi jeszcze na ciepło, a później odgrzewane w mikrofalówce ;)
A teraz, ponieważ obiecałam...chwalę się nową domowniczką - Marą. Obecnie ma pół roku, jest już wysterylizowana, i jest wulkanem energii. Mamusia była persem, ale też nieczystej
krwi, który się, no, puścił...z jakimś rudzielcem ;) więc mam w 1/4 persa i w 3/4 grudkę
cukru, bo jest tak słodka, że aż
mdli. Wciąż mruczy, a za jedzenie
zrobi wszytko.
To mimo wszystko blog kuchenny, więc publikuję tylko kilka zdjęć - za parę dni wrzucę na mojego bloga post poświęcony głównie zdjęciom Mary, więc w razie czego - chętnych zapraszam.