Wykonanie

Jeszcze na studiach miałam kolegę, który sformułowaniem "Ale Rzym!" określał rzeczy stare, brzydkie, tandetne i niechciane. Wtedy mi to nie przeszkadzało, ale teraz rąbnęłabym go po głowie za rzucanie Rzymem na prawo i lewo! :)Po zeszłorocznej, wiosennej wycieczce do Paryża byłam przekonana, że żadne miejsce na ziemi (przynajmniej z tych dostępnych dla mojej i
męża kieszeni) nie wywoła u mnie tak intensywnych odczuć. Myliłam się... W Rzymie czułam, czułam bardzo dobrze i bardzo dużo!Przede wszystkim czułam dość intensywnie nadmiar swoich kilogramów przy pokonywaniu kolejnych kilometrów. :) Czułam również wszystkie odciski na swoich stopach po codziennych ośmiu godzinach spacerów z mapą w ręku. Następnie czułam ból pięt przy pokonywaniu każdego metra w butach z cienką podeszwą na kostce brukowej, a jakieś dwa- trzy dni od przyjazdu do Rzymu poczułam zakwasy "na piszczelach"...


Jest jeszcze coś, co poczułam. Czułam zapach Włoszek, które pachniały (i tu was zaskoczę!) paryskim Chanel Coco Mademoiselle. Zapach ten mijał mnie dosłownie co pół kilometra!I na koniec- czułam intensywny zapach
czosnku, duszonych potrawek z
pomidorami i zapach
parmezanu. Tak właśnie pachnie Rzym. Na pewno stary, ale nie brzydki, tandetny i niechciany.Paryż jest wyjątkowy, ale Rzym jest...on po prostu JEST! Był, jest i będzie. W końcu to "wieczne miasto", a do tego wszystkie
drogi do niego prowadzą. Wspaniale, prawda? :D Mało tego, czy zauważyliście, że
ROMA czytając od tyłu da nam AMOR? I jak tu się nie zakochać???Są miejsca, które figurują w każdym przewodniku, wytłuszczonym drukiem zaznaczono je na każdej
mapie i zbierają się przy nich tłumy osób. I mimo tych tłumów, przepychanek i wszędobylskich panów, którzy nagabują o kupno kwiatka, parasola, czy gipsowego mini-koloseum czujesz się tam młodziutki, malutki i wolny. Ogrom wszystkich zabytków, ich "dojrzałość" (czyt. wiek) i piękno poraża i
przyprawia o ból głowy.Przez pierwsze dwa dni mijając każdą fontannę, piękny kościół, czy rzeźbę próbowaliśmy odnaleźć ją na
mapie, bądź znaleźć w przewodniku. Po tych dniach stwierdziliśmy, że nie ma sensu. Trzeba cieszyć oczy tym, co przed nami i iść przed siebie!I tak nogi prowadziły nas m.in. jakieś pięć
razy pod Fontannę di Trevi (moją ulubioną!),

kilka
razy pod Schody hiszpańskie, czy pod Koloseum .



Czułam również lekki strach, gdy z góry obserwowały mnie wszystkie postacie umieszczone na fontannach,
moście, czy na Placu Św. Piotra. No powiedzcie sami, aż strach się bać!



Nasze nosy były przewodnikami, którzy prowadzili do kolejnych Tratorii. Po ilościach węglowodanów podawanych na miejscu w postaci
makaronu, turlaliśmy się po kostce brukowej razem z Sebastianem w kierunku naszego pokoju, po drodze wstępując na malusią porcyjkę Gelato . Malusią- słowo
daję! :D


Zostając w klimatach jedzenia muszę wspomnieć o rzymskiej pizzy. Podkreślam- rzymskiej. Ponoć w każdym z regionów pizza smakuje inaczej. Jedno jest wspólne- wszędzie we Włoszech na 100% nie podają
ketchupu, czy
sosu czosnkowego! I na całe szczęście!Pizza rzymska jest cieniutka i sztywna jak blat. Konkretnie przypalona na brzegach i dosłownie oprószona dodatkami. Dzięki temu każdy może zjeść samodzielnie całą pizzę i nie czuje, że zgrzeszył.- Przynajmniej ja nie miałam wyrzutów :)Ok, zatem najpierw czułam. Następnie się dziwiłam.Jak to możliwe, że takiego giganta, jak Koloseum wybudowano w niecałe 10 lat i to w I w.n.e??? Jakie
mózgi musiały już wtedy chodzić po Rzymskich kostkach skoro potrafili postawić wiek później Panteon z imponującą kopułą, a to wszystko z betonu, który nota
bene jako pierwsi wymyślili? Do tego podziwić się można po przeczytaniu informacji, że pierwsza rzymska
droga (Via Apia) powstała w 312 p.n.e. Swoją "
drogą" ona nadal stoi (a dokładniej leży) i ma się dobrze... Nasi mogliby uczyć się od Starożytnych Rzymian, nie? :)

Jest wiele rzeczy, a dokładniej zabytków, które zadziwiają. Nie można od nich odwrócić wzroku, nie można przejść obok nich obojętnie.Są też miejsca skromne i ciasne, kolorowe, pachnące i romantyczne. Takie jest właśnie Zatybrze, gdzie w każdej chyba z setki wąskich uliczek znajdziecie miejsca, do których po prostu musicie wejść. Jeżeli tego nie zrobicie, to Wasze żołądki się skurczą do wielkości ziarenka, a ślina będzie ciekła po brodzie cieniutką stróżką w nieskończoność.



Zatybrze to również miejsce, gdzie Liz- bohaterka książki i filmu o tym samym tytule "Jedz,
módl się i kochaj" poznała Lucę Spaghetti . Luca to postać tak samo, jak Liz prawdziwa. Tak, tak- jest na świecie, a dokładnie w Rzymie osoba o nazwisku Spaghetti. Czy to nie wspaniałe?! :)Luca również napisał książkę, która okazała się najlepszym moim przewodnikiem po Rzymie. Co jednak najważniejsze, Ta książka to zbiór najbardziej zabawnych, pozytywnych i wzruszających historyjek z Jego życia. Polecam ją każdej osobie, która do Rzymu się wybiera lub po prostu tym, którzy mają ochotę się pośmiać.

Książka tak mi się spodobała, że postanowiłam do Luci napisać. Pan Spaghetti odpisał, co uznaję za jedną z miłych niespodzianek z pobytu w Rzymie :)Tak w
skrócie wyglądała nasza Włoska przygoda. Mogłabym pisać o każdej fontannie, każdym zabytku, kościele, czy drodze, którą zwiedziliśmy. Mogłabym godzinami pisać o smakach, które dane mi było spróbować. No i mogłabym wrzucić 600 zdjęć, które zostały po pierwszej selekcji z ponad 1300.Nie jest to jednak blog podróżniczy, więc musiałam ograniczyć się do minimum. Zatem kończę swoją "krótką" opowieść o pięciodniowym urlopie w Wiecznym
Mieście i wracam do oglądania zdjęć zajadając
makaron z przywiezionym
parmezanem. Zdjęć nie wrzucam jeszcze do archiwum. Nie chcę zamykać tego rozdziału i zapomnieć. Chcę, aby Rzym był wieczny również w moim
sercu...Planuję teraz kolejny kierunek, a Wy? Jaki jest Wasz kierunek zwiedzania? :)

Ps. Jakoś post zakończyć musiałam, ale obiecuję (albo grożę :D ), że do różnych sytuacji z Rzymu
będę jeszcze na pewno wracała w następnych postach. Do zobaczenia! ;)