Wykonanie
Fot. Wojciech Barczyński/PolskapresseWarszawskie place zabaw są w większości takie same. Dla
młodych matek stanowią kontakt ze światem zewnętrznym. Są miejscem plotek, wymiany cennych informacji dotyczących sąsiadów czy po prostu sceną na której można pochwalić się umiejętnościami swoich pociech. Najczęściej nad wyrost i niezgodnie z rzeczywistością.Cóż poradzić? Najlepiej takich miejsc unikać. Można tez przywyknąć. Może oko przymrużyć?W mojej okolicy jest kilka takich placów. Jeden, najbliżej domu jest moim szczególnie ulubionym. Z racji odległości bywamy na nim najczęściej. Znam również dzieci na niego przychodzące, no i rodziców. Chociaż czasem zachowanie tych drugich pozwalałoby nazwać ich dziećmi. Ot, wczoraj np siedząc na ławce zasłoniętej żywopłotem i czytając od niechcenia książkę usłyszałam jak to ponoć listonosza pobili bo renty sąsiadce
spod numeru 50 nie przyniósł. Nasłała podobno na niego swoich rosłych synów. Ci pogrozili, pobili i na pogotowiu wylądował biedaczek.
Panie zapomniały w historii wspomnieć ze chodzi o prawie 85 letnia, chora na Alzheimera kobietę, która synów
wieki temu do stanów oddelegowała.Drugi plac to znane miejsce na całym Żoliborzu. Pobliże metra i pętli autobusowej powoduje ze zjeżdża się na niego zwykle cala okolica. Eko-mamowy modny lokal tuz obok przyciąga również celebrycki świat mam a wraz z nimi ogony paparazzi. Jest wiec szansa, ze gdy pijesz swój eko-hipsterski koktajl z
pora znajdziesz się na okładce magazynu lub, co gorsze na pudelku. W obu przypadkach nie dostaniesz ani grosza w przeciwieństwie do gwiazdy. Za koktajl tez zapłacić musisz chociaż warunki jego konsumpcji do relaksujących nie należały.Trzeci plac to istna idylla. Otoczony ogrodami. Parkiem z drzew
owocowych właściwie. W
słoneczne dni dają cień, a w wietrzne chronią przed zimnem. Wiele ławek przyciąga seniorów z okolicy lubiących wystawić swoje zadki na słońce. Dosłownie.
Póki wiec wzrok masz odwrócony jest wiec rajsko. Spędzam tam ostatnio dnie cale. Zabierając suchy prowiant z domu a obiad zaliczając w pobliskim barze
mlecznym.Tak mijają więc dni
matki na wychowawczym, która od co najmniej tygodnia ma lenia. Chodzi co prawda co jakiś czas „do ludzi” ale przychodzi jej to z trudnością i coraz większą niechęcią. Gotuje też mało bo ten bar
mleczny serio, genialny jest!