Wykonanie
Śląsk. Nie wiem jak to jest, ale zawsze wjeżdżam tam jedną
drogą a wyjeżdżam zupełnie inną. I pomimo tego, że posiadam specjalizacje w nawigacji podwodnej, za żadne skarby nie jestem w stanie odnaleźć się w tym Trójkącie Bermudzkim.Lubię Śląsk. Jest totalnie nie odkryty a naprawdę można znaleźć tu kilka perełek, które istnieją łamiąc wszelkie z możliwych zasad. Lokalizacji, populacji, designu. Chciałabym
mieć na tyle otwarty umysł aby nie dziwić się, że w małej miejscowości, gdzieś pomiędzy Gliwicami a Tarnowskimi Górami podaje się kuchnie sou
vies we wnętrzach, jakie może pozazdrościć lokal z każdej metropolii. Niestety nie jest to dla mnie oczywiste więc kiedy znalazłam się w krainie zwanej Umami poczułam się jakbym przeszła na drugą stronę lustra.Wnętrze jest eleganckie i przestronne. Zakończone przeszklonymi szybami, za którymi rozprzestrzenia się drewniany taras wdzierający się w zieleń ogrodu. Dominuje kolorystyka bieli, szarości i czerni. Nutka glamour - będąca kaskadą imitacji brylantów oddzielającą stoliki i nadającą przytulności, dzieli wnętrze na mniejsze przestrzenie. Dzięki temu, to naprawdę sporych rozmiarów wnętrze, można zaaranżować w zależności od potrzeb.Kiedy przyjrzycie się bardziej zobaczycie, że w tym miejscu dopieszczony został każdy szczegół. Pomijam piękne lampy nad barem czy stylowe meble. Karta. Nie pamiętam restauracji, która tak, jak w Umami, skupiła by się na dizajnie karty menu. Jest pieszczotą dla rąk i orgią dla oczu. A przecież wszyscy wiedzą, że jemy właśnie najpierw tym zmysłem. Piękne zdjęcia potraw, gruby papier, tłoczony zadruk, zdjęcia załogi, twarda okładka menu ale miła w dotyku - samo to sprawia, że gra wstępna nie zaczyna się od przystawki tylko od momentu otworzenia karty. A w niej znajdziecie kuchnie europejską, fusion śląski, kuchnię molekularną, zabawę teksturą i smakiem.Ja zaczęłam od carpaccio - cieniutkie plastry
polędwicy wołowej polane
oliwą i
truskawkowym balsamico, z
rukolą,
kaparami i
pieczarkami przykryte
płatkami parmezanu (29 zł) oraz Tatara z
polędwicy wołowej z przepiórczym
żółtkiem ze świeżym
pieczywem (25 zł). W obu przypadkach zaskakująca świeżość
mięsa i niebywały sposób podania. Przejrzysty, dopieszczony, każdy talerz był potraktowany indywidualnie.Krem ze świeżych
brokułów z kawałkami
wędzonego łososia i
płatkami prażonych
migdałów (13 zł) miał świetną teksturę bo nie był zmiksowany na gładko. Na
języku czuć było
brokuła, jego chropowatość.
Łosoś i
płatki zdecydowanie przełamywały mdły smak kremu, jaki mógłby się pojawić gdyby pozostawić go sobie samemu. Zupa serowa podbiła moje podniebienie. Niezwykle kremowa, gładka, wyraźna w smaku, podwędzana - dla niej samej warto się wybrać do Umami. Porcje też spore, więc przy daniu głównym nieco wymiękłam.Totalnie rozłożyła mnie na
łopatki tradycyjna śląska rolada wołowa z kluskami i modrą
kapustą (29 zł). Smak jak w domu. Kruche
mięsko rozpływające się w ustach. Dużo sosu na ręcznie robionych kluskach - dawno nie miałam takiej frajdy z jedzenia. Oczywiście jako fanatyk kuchni sous - vide nie mogłam odmówić sobie grillowanej
polędwiczki wieprzowej na puree ziemniaczanym z bukietem warzyw z aromatycznym sosem
kurkowym (32 zł). Soczyste, delikatne
mięso z gęstym i aksamitnym sosem z dużymi kawałkami
kurek. Duży plus za wyrazistość. Kucharze nie boją się przypraw, dania mają konkretny smak, nie doprawiłam niczego, zjadłam wszystko pod dyktando kuchni.Deser w postaci torcika
bezowego z delikatnym kremem
mango na sosie
truskawkowym (15 zł) był przysłowiową "wisienką na torcie" i całkowicie mną zawładnął. Zarówno sposobem podania jak i smakiem. Konsystencja kremu była delikatna jak pierwszy pocałunek. Mój przelotny romans z kuchnią Umami zamienił się w głębokie uczucie i chociaż o niedosycie nie może być
mowy, to z przyjemnością
będę tam wracać i upajać się na nowo jedzeniem z Umami.














