Wykonanie
Poza jednym jedynym
tortem (archiwalnym zresztą) blog przepisów nie widział przez dobre pięć miesięcy. Jak na blog kulinarny to całkiem sporo, nieprawdaż...? Dzisiaj też nie będzie niczego powalającego na kolana, ot, zaspokojenie nagłego apetytu, który dopadł mnie znienacka.Co się stało, że blog powoli będzie wracał do pierwotnej funkcji, czyli prezentowania przepisów? Otóż,
drogą kupna, nabyłam w końcu aparat. Mistrzowie fotografii pokręcą głowami z dezaprobatą, ale na moje minimalne potrzeby totalnego amatora wystarczy zupełnie. Samsung ST77, w gustownie różowym kolorze, od dwóch dni mieszka w szufladzie koło łóżka i dostarcza mi mnóstwo radości nie tylko samą obecnością, ale też zdjęciami, które nim robię. Bardzo podoba mi się funkcja stabilizacji obrazu - dzięki temu moje trzęsące się łapki nie psują ostatecznych efektów jak w przypadku starego aparatu. Poza tym jest malutki, zgrabniutki, i ogólnie wszystko jest z nim jak trzeba. Oczywiście potrzebuję trochę czasu, żeby opanować obsługę, ale mam nadzieję, że zdjęcia będą troszkę lepszej jakości, a więc że blog zyska na apetyczności .Trzymajcie kciuki za powodzenie misji.Wracając do meritum, a więc nagłego apetytu. Popołudnie spędzam sama, w lodówce jeszcze po ostatnim weekendzie głównie
piwa (i trochę pepsi), nawet
chleb tostowy wziął się i skończył, niedobry. Do sklepu nie chciało mi się ruszać po niemalże dwugodzinnym spacerze, który sobie z C. i Ptysią urządziliśmy wczesnym popołudniem. A zjadłoby się coś dobrego, oj zjadło... Nic nie poradzę na to, że nawet w takie ciepło chce mi się słodkiego. A najlepiej z
rabarbarem, bo kilka lasek czeka grzecznie na wielką chwilę. I nie wiem, jakim cudem właściwie, ale naszła mnie chęć na
kaszę mannę. Nie mam seledynowego pojęcia, skąd mi się to nagle wzięło. Jakoś tak w mojej głowie pojawiła się miseczka z taką a nie inną zawartością. Cóż robić...? Trzeba działać. Roboty przy tym nie ma prawie wcale, a efekt...? Mmm...Przepis na
kaszkę wzięłam od Witaminki . Tak, tak, wiem: każdy wie jak ugotować
kaszkę. Ja zasadniczo też wiem, ale że nie robiłam tego tysiąc lat, wolałam więc sprawdzić proporcje, co by nie dostać zupy albo innego klocka zamiast tak pożądanej przeze mnie
kaszki o konsystencji idealnej. Wspomogłam się więc cudzą wiedzą, po czym całość ukoronowałam
rabarbarem, na który taką miałam ochotę. Tym razem użyłam tylko odrobiny
cukru, karmelu nie ma więc zbyt dużo, ale dzięki temu całość jest idealnie słodka. Porcja jest - moim zdaniem - bardzo akuratna - bardziej
śniadaniowo-podwieczorkowa niż deserowa. Ale właśnie tego było mi trzeba. Czuję się usatysfakcjonowana. Teraz muszę się jeszcze dowiedzieć, co C. myśli na temat
kaszki na
mleku...
Kasza manna z karmelizowanym
rabarbarem
Składniki:(na 1 sporą porcję)25 0 ml
mleka10 g
masła1/4 łyżeczki
soli1 łyżka
cukru3 łyżki
kaszy mannydodatkowo:100 g
rabarbaru20 g
cukru1 łyżka
wodyRabarbar obrać, odciąć końcówki, pokroić na około 1cm wielkości kawałki. Na patelni podgrzewać na średnim ogniu
cukier z
wodą aż do uzyskania
bursztynowego koloru. Dodać
rabarbar, smażyć, aż
rabarbar zmięknie, ale nie będzie się rozpadał.Przestudzić.
Mleko zagotować z
masłem,
solą i
cukrem. Wsypać
kaszę, gotować 3-4 minuty, mieszając, aż do uzyskania dość gęstej konsystencji.
Kaszę przełożyć do szklanki lub miseczki, na wierzch wyłożyć
rabarbar.Podawać na ciepło lub schłodzone.Smacznego!W związku z maniem aparatu, mam ambitne
plany na najbliższy czas - coś bardziej fotogenicznego i mniej jednoporcjowego . Coś z
twarogiem w roli głównej, którego mam sporo, a który stanowczo domaga się zużycia. Coś, co - mam nadzieję - przypadnie też do gustu C. Inaczej znów będzie trzeba zaprosić gości...