ßßß Cookit - przepis na Słodko-kwaśno. Piąte urodziny bloga

Słodko-kwaśno. Piąte urodziny bloga

nazwa

Wykonanie

O tym, że czas pędzi nieubłaganie, pisałam niedawno. W zasadzie jest to przygnębiające, ale bywa, że na drodze stają nam rzeczy niezwykle przyjemne. Takie rocznice chociażby. W Polsce po osiemnastce urodzin niemal nie wypada obchodzić (szczególnie paniom), ale z racji tego, że od dawna mieszkam w zupełnie innym kraju, do urodzin podchodzę niezwykle pozytywnie. Każda okazja, żeby się bawić jest dobra, a jak jeszcze przynoszą człowiekowi prezenty... No nie sposób urodzin nie lubić!
Do moich jeszcze trochę czasu zostało; dzisiaj natomiast świętujemy urodziny bloga!
To już pięć lat, odkąd nieśmiało wystukałam na klawiaturze pierwszy post. Nie byłam wtedy pewna, czy ktokolwiek tutaj zajrzy; okazało się jednak, że Czytelników przybywa wraz z rozwojem bloga. Przez te pięć lat przeszłam długą drogę; nie tylko blogowo, ale też prywatnie. Choć oba te aspekty w pewien sposób się zazębiają... To dzięki blogowi i wspaniałym ludziom, których poznałam postanowiłam spełnić swoje marzenie; blogowanie i wierni Czytelnicy dodali mi odwagi, i to dzięki nim wstąpiłam na nową drogę. Wasze komentarze utwierdzają mnie w przekonaniu, że postąpiłam słusznie; bardzo ważne jest, aby w życiu się spełniać, nie tylko wirtualnie, ale też w rzeczywistym świecie. Większość czasu spędzamy w pracy; jeśli jej nie lubimy, staje się dla nas zmorą. Od trzech miesięcy, mimo permanentnego zmęczenia i braku czucia w koniuszkach palców, jestem szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Pracuję w cukierni, gdzie towarzystwo jest zacne, a praca... Cóż, czasem to nie praca, a sama przyjemność. Czy mogłabym prosić o coś więcej...?
Oczywiście, o blogu nie zapominam. Staram się publikować jak najczęściej, szukam też nowych, ciekawych zagadnień. W planach mam wpisy na temat spotkań, w których miałam okazję uczestniczyć, pokazać Wam zawartość mojej biblioteczki (podoba mi się ta idea i wstyd mi ogromnie, że projekt porzucony czeka w kącie już tak długo), a także opowiedzieć więcej o pracy w cukierni. Może ktoś z Was dzięki temu również odnajdzie swoją drogę...?
Dziękuję Wam więc ogromnie, że jesteście ze mną już pięć lat. To szmat czasu, a Wy ciągle mnie dopingujecie i sprawiacie, że nawet jak mi się nie chce, to jednak mi się chce (nie jestem pewna, czy zabrzmiało to filozoficznie, czy po prostu głupio; w tym drugim wypadku uznajmy, że jestem już po urodzinowym szampanie).
Mam nadzieję, że kolejne pięć lat będzie równie owocne.
Z tej, jakże podniosłej, okazji, mam dla Was tort. Torcik właściwie... Bo malutki, raptem osiemnaście centymetrów średnicy. Ale to dlatego, że dla dwóch osób większych porcji robić się nie opłaca.
Nie jest to klasyczny, warstwowy tort biszkoptowy, choć jest biszkopt; są i warstwy.
Na spodzie mamy więc cieniutki blat biszkoptowy, a na nim nieziemsko cytrynowy krem od Doroty . Według mnie, smakuje dobrze, ale jeśli wolicie słodsze słodkości, polecam połowę soku z cytryny zastąpić wodą.
Na krem pokruszyłam chrupiące amaretti; jest to patent, który podpatrzyłam w pracy. z czasem oczywiście ciasteczka namiękną, ale zostawiają swój delikatnie migdałowy posmak, dodają też ciastu tekstury.
Kolejna warstwa to słodziutki mus na bazie czekolady karmelowej i kremówki. Lekki, delikatny i puszysty, świetnie równoważy kwaśny krem cytrynowy.
Na wierzchu galaretka z rokitnika; ma oszałamiający kolor i bardzo ciekawy, również kwaśny smak. Torcik udekorowałam kandyzowanymi kumkwatami (przygotowałam je jak pomarańcze, ale pokroiłam na cieńsze plasterki i gotowałam zaledwie czterdzieści pięć minut), ziarenkami granatu (kontrast kolorystyczny mile widziany) i chrupiącymi okruszkami ciasteczek.
Torcik wydaje się być pracochłonny, ale tak naprawdę poszczególne warstwy przygotowuje się szybko; najdłużej trwa tężenie całości. Smakował nam bardzo - niezbyt słodki, nieco kwaskowy nawet, delikatny i lekki. Ciężko mu się oprzeć, naprawdę...
Torcik cytrynowo-karmelowy z rokitnikiem
Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)
biszkopt:
1 jajko
35 g cukru
30 g mąki pszennej
10 g mąki ziemniaczanej
mus cytrynowy:
65 ml soku z cytryny
110 g cukru
2 żółtka
60 g miękkiego masła
125 ml śmietany kremówki (38%)
dodatkowo:
50 g ciasteczek amaretti
mus czekoladowy:
90 g czekolady karmelowej
250 ml śmietany kremówki (38%)
galaretka:
200 g konfitury z rokitnika
3 listki żelatyny
dekoracja:
ziarenka granatu
ciasteczka amaretti
kandyzowane kumkwaty
Biszkopt:
Białka ubić na sztywną pianę. Pod koniec partiami dodawać cukier. Po jednym dodawać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąki przesiać do osobnej miski, wymieszać. Po łyżce dodawać do masy jajecznej.
Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Masę wyłożyć na blachę, delikatnie wyrównać wierzch.
Piec 10-15 minut w 160 st. C.
Wystudzić.
Mus cytrynowy:
Sok z cytryny zagotować z połową cukru.
Żółtka utrzeć z pozostałym cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać gorący sok, cały czas miksując. Przelać masę do garnuszka, gotować, aż zgęstnieje do konsystencji budyniu.
Przełożyć do miski, miksować przez około 10 minut, aż masa całkowicie wystygnie. Po kawałeczku dodawać miękkie masło, cały czas miksując.
Kremówkę ubić na sztywno, dodać do kremu, delikatnie mieszając łyżką.
W formie ułożyć biszkopt, zapiąć obręcz. Wylać krem cytrynowy, posypać pokruszonymi amaretti. Schłodzić w lodówce.
50 ml kremówki zagotować. Zalać nią posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić.
Pozostałą kremówkę ubić na sztywno, partiami dodawać do czekolady, delikatnie mieszając łyżką. Wyłożyć na mus cytrynowy, wyrównać wierzch. Schłodzić.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Konfiturę mocno podgrzać, zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę. Wymieszać. Wylać na mus czekoladowy, odstawić na noc do lodówki.
Tort przed podaniem udekorować ziarenkami granatu, kandyzowanymi kumkwatami i pokruszonymi amaretti.
Smacznego!
Taką piękną różę dostałam od C. Bez okazji; ot, tak sobie .
Bardzo było mi miło.
Źródło:http://razadobrze.blogspot.com/2016/01/sodko-kwasno-piate-urodziny-bloga.html