Wykonanie
Jesień, oprócz szeleszczących pod stopami złotych liści, ma dla mnie pewien dodatkowy, olbrzymi atut –
dynie . I choć uwielbiam wiosenne nowalijki oraz obfitość letnich
warzyw i owoców na straganach, to co roku niecierpliwie wyczekuję właśnie jesiennych dyni .Niestety tegoroczna aura (znów) nie była dla dyń zbytnio łaskawa… Choć lato było dosyć suche, ciepłe i
słoneczne, to chłodna i deszczowa wiosna mocno opóźniły rozwój roślin, tak więc odmiany, które potrzebują dłuższego czasu dojrzewania (np. wszelkie zielono-szare
dynie) nie obrodziły w tym roku tak jak powinny.
od lewej : czerwony Rouge Vif d’Étampes – Jarrahdale – PotimarronTe pierwsze dostępne na straganach okazy z początku września, nie są jeszcze tak smaczne jak te październikowe, dlatego zawsze cierpliwie czekam na pełnię sezonu i to dopiero w połowie października zaczynam kupować
dynie, które będą leżakować w domu przez zimę (a niektóre z odmian aż do wiosny).
po lewej – czerwony Rouge Vif d’Étampes, po prawej – JarrahdaleChoć moje ulubione
dynie, to zdecydowanie te szaro-zielono-niebieskie (i to właśnie one najlepiej znoszą zimową hibernację), to właściwie nie sposób jest oprzeć się urokowi i innych okazów. W temacie dyń minimalizm zdecydowanie jest moją mocną stroną ;)od lewej : Racer – Marble – PotimarronTradycyjnie już, jak co roku, odwiedzam największe tutejsze
dyniowe farmy i korzystam z okazji by móc również porozmawiać z ich właścicielami. I jak co roku staję przed olbrzymim dylematem, najchętniej bowiem kupiłabym praktycznie wszystko, co mają oni w swojej ofercie :)
Jak wspominałam już kiedyś na blogu – nieodmiennie podziwiam zapał właścicieli
dyniowych farm w stylu ‘self service’, gdyż przygotowanie, ważenie i ‘ometkowanie’ dyń wymaga naprawdę sporo czasu i energii. I przyznajcie sami – trudno jest się oprzeć pokusie, mając do dspozycji aż taki wybór, nieprawdaż?
Co roku sprawdzam również ewentualne
dyniowe ‘nowości’; i choć po tylu latach kupowania dyni większość dostępnych tutaj odmian znam już doskonale, to od czasu do czasu udaje mi się jeszcze wypatrzyć również coś nowego.Tym razem była to np.
dynia Kururu (Cucurbita maxima), z rodziny dyni Hubbard. Są to okazy o dosyć znacznych gabarytach, często ważące od 10 do 15 kilogramów, i tak jak pozostałe Hubbardy – o suchym, zwartym miąższu.(
dynia zielona – Kururu; obok – Golden Hubbard)
Pojawiła się tutaj również pewna rosyjska odmiana dyni – Volga River (Cucurbita maxima) :
Tym razem w domu zagościło nieco mniej dyni niż w zeszłym roku (niecałe 50 sztuk, ale na moje usprawiedliwienie dodam, iż niektóre są naprawdę niewielkie… ;)), a jako iż będą miały one w tym roku nieco krótszą trwałość niż zazwyczaj (właśnie z powodu kapryśniej aury i nadmiaru wilgoci), wybrałam najwięcej tych ‘odpornych’ odmian, a nieco mniej tych, które trzeba skonsumować jak najszybciej. Oto kilka z nich :
Crown Prince (Cucurbita maxima) to wyjątkowo smaczna
dynia rodem z Australii i Nowej Zelandii.
Owoce są szare, okrągłe i lekko spłaszczone (średnio od 4 do 8 kg); miąższ jest jasnopomarańczowy, dosyć suchy i zwarty, bardzo dobrej jakości. Można ją przechowywać do 8 miesięcy.
Kolejna australijska piękność to Triamble – znana również jako Tristar lub Shamrock (Cucurbita maxima), którą po raz pierwszy pokazywałam na blogu pięć lat temu – klik (wybaczcie jakość tamtych zdjęć ;)). Jest to szaro-niebieska, dawna odmiana dyni, o wyjątkowo oryginalnym trójkątnym kształtcie. Miąższ jest ciemnopomarańczowy, zwarty, bardzo dobrej jakości. Bez problemu można ją przechowywać aż do roku, a w optymalnych warunkach nawet o wiele dłużej.
Inna z odmian, której leżakowanie nie jest straszne, to goszcząca u mnie co roku węgierska Nagydobosi Sutötök (Cucurbita maxima), tak jak poprzednia – wyjątkowo smaczna. Ma szaro-niebieskie
owoce o wadze od 4 do 9 kg i żółto-
pomarańczowy miąższ bardzo dobrej jakości.Można ją przechowywać do 7 miesięcy, w optymalnych warunkach nawet dłużej.
Blue Ballet (Cucurbita maxima) z rodziny dyni Hubbard (podobna do pokazywanej Wam trzy lata temu dyni Blue Hubbard) to kolejna z moich ulubienic. Ma jasnopomarańczwy miąższ, suchy, zwarty, bardzo dobrej jakości;
owoce szaro-niebieskie, od 2 do 3 kg. Bez problemu można ją przechowywać ok. 8-9 miesięcy.Co roku kupuję również dwie inne odmiany z rodziny Cucurbita maxima, których jedyną wadą jest fakt, iż nie można przechowywać ich tak długo, jak ich poprzedniczek :
Buttercup to bardzo popularna i niezwykle ceniona amerykańska
dynia o bardzo smacznym, lekko
kasztanowym smaku.
Owoce są ciemnozielone, lekko spłaszczone (wypukłe pod
spodem), o wadze ok. 2 kg; miąższ lekko
pomarańczowy, suchy i zwarty. Czas przechowywania – ok. 4 miesiące.
Australian Butter to australijska odmiana o
pomarańczowo-różowej skórce i
pomarańczowym, dość zwartym miaższu (waga ok. 5-6 kg). Można ją przechowywać do 3 miesięcy.
W sezonie zawsze kupuję też kilka sztuk dyni makaronowej (Cucurbita pepo). Ma ona owalne
owoce (średnio ok. 1,5 kg), miąższ jasnożółty, po ugotowaniu / upieczeniu rozdzielający się na ‘nitki’ (stąd druga jej nazwa – ‘spaghetti’). Ze względów na walory smakowe nie jest to moja ulubiona odmiana, jest bowiem za mało ‘dyniowa’ ;), ale z tego właśnie względu często smakuje tym, którzy za
dyniami nie przepadają (wszak każda potwora… ;)). Wspominałam o niej np. tutaj – klik, zainteresowanych odsyłam więc do tamtego wpisu.
I oczywiście must have każdego
dyniowego sezonu, czyli Uchiki Kur i / Red
Kuri, zwana najczęściej
dynią Hokkaido (Cucurbita maxima).Ciemnopomarańczowa skórka i mocno
pomarańczowy, suchy miąższ o pysznym,
kasztanowym smaku. To niezwykle cenna
dynia ze względu na wysoki poziom witaminy A oraz karotenu. Może długo ‘leżakować’, co dodatkowo podnosi jej wartości odżywcze. Dyni z tej rodziny nie musimy obierać ze skórki, co jest ich dodatkowym atutem :) pod warunkiem rzecz jasna, iż bardzo dokładnie je umyjemy / wyszorujemy przed użyciem. Ze względu na suchy, zwarty miąższ,
dynia ta jest idealna do pieczenia (kilka pomysłów np. tutaj – klik), czy do przygotowania
dyniowego puree. Co tydzień zjadamy minium dwie-trzy sztuki Hokkaido i przyznam, że nie wyobrażam już sobie teraz mojej kuchni bez niej… ;)
Drugim must have jesieni jest
dynia Butternut, czyli
dynia masłowa (Cucurbita moschata). Charakteryzuje się podłużnym kształtem,
beżową skórką (na zdjęciu również odmiana pomarańczowa – Orange) i
pomarańczowym miąższem o lekko
kasztanowym smaku.
Owoce nie są zbyt duże, często od 1 do 3 kg (lub mniejsze, idealne jako osobna, pojedyncza porcja, jak np. tutaj – klik). To z pewnością najbardziej uniwersalna
dynia : miękka, ułatwiająca obieranie skórka, bardzo małe gniazdo nasienne (więc stosunkowo niewiele odpadów ), a do tego dobrej jakości, niezbyt wilgotny miąższ. Nadaje się praktycznie do wszystkiego, choć puree z niej będzie nieco bardziej wilgotne niż z dyni Hokkaido np.Często w
języku polskim spotykam się z nazywaniem dyni Butternut
dynią piżmową, z czym nie do końca się zgadzam (ale oczywiście
mogę się mylić…), gdyż
dynie piżmowe to cała rodzina Cucurbita moschata, które różnią się i samym miąższem i wyglądem zewnętrznym, co widać np. na poniższym zdjęciu :
od lewej – Sucrine du Berry, mały Butternut, z tyłu prowansalska muszkatołowa i po prawej –
PapayaDo tej samej rodziny należy kolejna bardzo popularna
dynia – wspomniana wyżej prowansalska
dynia muszkatołowa (Cucurbita moschata). Jej miąższ jest delikatny, aromatyczny, o lekko muszkatołowym smaku (pachnie bardzo
owocowo,
melonowo). Jest pięknie żebrowana, zielona w początkowym stadium, później przechodząca w beż / brąz.
Owoce mogą ważyć od 7 do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu kilogramów. Nie nadaje się do pieczenia, gdyż miąższ jest dosyć wilgotny (nie jest też więc najlepsza na puree), za to idealna będzie do wszelakich zup czy np. do wyciskania z niej soku (jeśli jesteście zwolennikami świeżych,
warzywnych soków, to jak najbardziej Wam tę
dyniową opcję polecam! :)).(poniżej w zielonym ubarwieniu)
Do dyń piżmowych należy również
Papaya Squash (Cucurbita moschata) : jest zielono-żółta, nakrapiana, a kształtem przypomina
papaję właśnie (później, w trakcie dojrzewania,
owoce stają się bardziej
beżowe). Miąższ jest żółto-
pomarańczowy, dosyć zwarty, lekko słodki. Można ją przechowywać ok. 5 miesięcy :
Oczywiście to nie są wszystkie
dynie, które zagościły w domu w tym roku; jak zwykle jest Tetsukabuto, jest i Delicata do faszerowania i zapiekania, kilka Acornów i kilka dyni
cukrowych . W celach bardziej ozdobnych niż kulinarnych, zamieszkało też z nami kilka małych
Jack Be Little, a w celach tylko i wyłącznie ozdobnych – jeden turecki turban :)
Mimo iż jest to
dynia jak najbardziej jadalna, to jej smak niestety nie wyróżnia się niczym szczególnym; tak jak np. w przypadku dyni Rouge vif d’Etampes (tzw. ‚Cinderella Pumpkin’), gdybym musiała którąś z nich zużytkować, to tylko z dodatkiem innej dyni czy innych warzyw, np. w postaci zupy (z duuużą ilością przypraw ;)).Kupując
dynie pamiętajmy by wybierać zdrowe okazy, bez plam czy uszkodzeń. Jeśli chcemy je przechowywać nieco dłużej, to wybierzmy te z dość długim ogonkiem, nigdy te które są go pozbawione. Przechowywane w suchym, w miarę chłodnym i przewiewnym miejscu, niektóre gatunki będą mogły przetrwać kilka długich miesięcy. Pamiętajmy też, by regularnie oglądać leżakujące w domu
dynie i gdy tylko zauważymy na nich jakieś plamy, przebarwienia lub pierwsze oznaki psucia – natychmiast je zużytkujmy.
O dyniach można by pisać bez końca. Że są piękne, to już wiemy :) Że są niezwykle smaczne – również. I jeszcze uniwersalne, gdyż przygotować można z nich praktycznie wszystko – od
pieczywa, przez zupy, sałatki, tarty, zapiekanki, suflety, placki i naleśniki, farsze i nadzienia wszelakie,
makarony, warzywne gulasze i kotleciki, po ciasta, musy,
lody,
przetwory… Do tego
dynie są wyjątkowo zdrowe : są bogatym źródłem karotenu, przeciwutleniaczy, witamin A, C, E, i B, błonnika, kwasu foliowego oraz wielu składników mineralnych (m.in. cynku, żelaza, wapnia, magnezu, potasu i fosforu). Są lekkostrawne i niskokaloryczne (a zatem bardzo przyjazne również dla naszej sylwetki), a jednocześnie dzięki dużej zawartości błonnika – syte. Czego więc chcieć więcej? :)* * *W tym roku już po raz szósty zapraszam Was na nasz blogowy Festiwal Dyni . Mam nadzieję, że i tym razem uda nam się powiększyć zbiory
dyniowych przysmaków oraz powiększyć
grono dynioholików :)Nowych czytelników odsyłam również do wcześniejszych festiwalowych wpisów, gdzie znajdziecie więcej zdjęć i opisów gatunków dyni, a na opublikowane już na blogu przepisy zapraszam tutaj – klik.(Festiwal Dyni 2012 / Festiwal Dyni 2011 / Festiwal Dyni 2010 / Festiwal Dyni 2009 / Festiwal Dyni 2008).‚Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego weekendu (koniecznie pod znakiem dyni! :))‚I jeszcze na koniec podziękowania dla (et encore un grand merci aux propriétaires de…) :‚La grange aux courges’ (Famille Jaquier)la ferme de Mme Martine Meldem‘1001 courges’‚