Wykonanie
Na razie kolejny ''bazowy przepis''. Na razie mój blog rusza, choć trwa już od ponad 3 miesięcy to dla mnie jest to nadal początek. no, ale co w związku z tym? Wygodniej jest mi robić przepisy na pewne składowe innych wypieków i dań, a później podsyłać Wam jedynie
linki do nich niż za każdym razem wszystko pisać od początku do znudzenia i pewnie... całkowitego starcia literek z klawiatury :) Na razie padło na
mascarpone, robione niecały tydzień temu i niedawno wykorzystane do tarty z
jeżynami (tak, tak, za jakiś czas wrzucę przepis).
Serek przechowywałam w lodówce, w miseczce szczelnie zabezpieczonej folią. Ostrzegam jednak, że mimo wszystko nie jest to zamknięcie hermetyczne dlatego po zrobieniu taki
serek należy zużyć jak najszybciej, najlepiej w przeciągu kilku dni. Czy robienie takiego
serka w domu jest opłacalne? Pewnie koszta są podobne, bo pamiętajmy o tym, że mniej więcej połowa (wagowo)
śmietanki zostanie zamieniona w
serwatkę. Zależy za ile kupujecie
śmietankę (można już dostać poniżej 10 zł za kilogram) a za ile gotowy
mascarpone (liczę, ze powyżej 20 zł za kilogram) Porcja, którą widzicie na zdjęciu miała około 215 g, choć liczyć się trzeba z tym, że część została gdzieś na ściereczce albo jakiś kawałeczek spadł obok. Ilość uzyskanego wiąże się też ściśle z tym... jak dobrze go odcisnęliśmy, trzeba dać mu jednak parę godzin. Przepisów na
mascarpone jest w internecie bez liku, zarówno na
polskich blogach jak i na zagranicznych stronach. Tutaj przepis z jednego z bardziej znanych
polskich blogów i mnóstwo komentarzy pod
spodem, a tu strona zagraniczna, na którą warto zwrócić uwagę z racji na zasób zdjęć ''w trakcie''.
500 g
śmietanki (30 lub 36%, tak chodzi o słodką)1 łyżeczka kwasku
cytrynowego (w tym wypadku rozprowadzamy w niewielkiej ilości
wody przed połączeniem ze
śmietanką) lub 1 łyżka
soku z cytrynySerek możemy przygotować na dwa sposoby: z użyciem termometru lub bez. Ja z racji jego braku robiłam to metodą ''na oko'' i jak widać - jakoś dało radę. Jednak przy przygotowywaniu
mascarpone jest pewna ''magiczna temperatura'', której się trzymamy i staramy się jej nie przekraczać, jest to 85 stopni Celsjusza. A co się stanie, gdy taką temperaturę przekroczymy? Tragedii pewnie nie będzie, jednak
mascarpone stanie się mniej delikatne i kremowe, a bardziej...
twarogowe. Wracając do wykonania -
śmietankę podgrzewamy powoli w rondelku aż do momentu kiedy prawie zacznie wrzeć (czyli tych 85 stopni), wtedy na moment przerywamy podgrzewanie i dodajemy
sok z cytryny albo rozprowadzony w wodzie kwasek i dokładnie mieszamy.
Śmietanka wraca nad palnik (najmniejszy i nastawiony na najmniejszą moc!) na około 2 minuty, kiedy to powinna nieco zgęstnieć (zdjęcia na stronie zagranicznej, link wyżej).
Śmietankę odstawiamy do wystudzenia, u mnie wylądowała jeszcze nawet na trochę w lodówce. Sitko wykładamy ściereczką, pieluszką tetrową lub innym materiałem i wlewamy do niego
śmietankę. Zostawiamy ją tak na kilka godzin, najlepiej na całą noc, a rano idealnie odseparowane od
serwatki mascarpone zostanie na sitku.
Serwatkę też wykorzystać możemy...
Co z tą serwatką? Zauważyłam, że ma wręcz bajeczne właściwości nawilżające. Trochę się z tą moją ściereczką posiłowałyśmy, nie ukrywam i zaraz po tym zauważyłam, ze po tej przygodzie zyskałam aksamitnie gładkie dłonie i tak jakby lekko natłuszczone. Poczytałam trochę, zgłębiam temat i odkryłam, że to nie tylko mi się wydawało, ale
serwatka sprawdza się bardzo dobrze jako tonik do suchej skóry a i w przemyśle kosmetycznym bardzo chętnie dodawana jest jako składnik do balsamów. Przy jakieś większej produkcji
twarogu czy
mascarpone mam w planach kąpiel Kleopatry (i to w wersji ulepszonej!). Kulinarnie
serwatka też ma swój potencjał...
Bawcie się dobrze ;)