Wykonanie
*Jak wspominałam niedawno, powoli wkraczamy już w
śliwkowy sezon . Ponoć za mniej więcej miesiąc pojawią się węgierki, a
póki co królują już
renklody, mirabelki oraz wszelkie inne (również te ‘węgierkopodobne’ ;) )
śliwki.Jako że w sobotę wyjeżdżamy (nareszcie! :) ) na krótki (stanowczo za krótki… ;) ) wypoczynek, stwierdziłam, że trzeba już teraz zająć się mirabelkami, we wrześniu bowiem może być już za późno (a raczej z pewnością będzie za późno…).Przygotowałam więc moje ulubione mirabelkowe
dżemy : jeden z dodatkiem
rumu, drugi z
amaretto (obydwa pyszne!). Był to pierwszy ‘inny’
dżem na jaki zdecydowałam się naście lat temu, zaczynając moją
przetworową działalność ;) Wcześniejsze były dosyć klasyczne, czyli
owoce +
cukier (za każdym razem coraz mniej
cukru ;) ), a ten oto mirabelkowy zapoczątkował moją niezaprzeczalną miłość do
dżemów z dodatkiem
rumu właśnie (nie martwcie się, jadam je bardzo rzadko ;) ).Tym razem użyłam jasnego
cukru trzcinowego, dzięki
czemu dżem ma śliczny, złocisty kolor. Jesienny? Nie, nie ! To kolor Piątej
Pory Roku :) Tym właśnie mianem określa się bowiem późne lato w tradycyjnej medycynie chińskiej. Tak jak
pisałam prawie dwa lata temu (klik) – to czas przejściowy
między pełnią lata a jesienią. To okres najbliższego kontaktu z Ziemią. A jako, że kolor żółty i brązowy tę
porę roku charakteryzują, to dzisiejszy mirabelkowy
dżem idealnie tutaj pasuje :)*
Dżem mirabelkowy z
rumem lub
amaretto2 kg mirabelek lub
renklod (waga po wypestkowaniu)ok. 500g
cukru1
laska wanilii*3 łyżki
soku z cytrynyok. 40-50 ml
rumu lub
amaretto* w tym roku do jednej porcji zamiast
wanilii dodałam stratej tonkimetoda I
Owoce umyć, osuszyć i wypestkować;
laskę wanilii przekroić wzdłuż na pół i ostrzem noża wyjąć ziarenka.
Owoce zasypać
cukrem wymieszanym z
wanilią i pozostawić na min. 12 godzin. Następnie zagotować i smażyć na średnim ogniu dość często mieszając. Gdy
owoce stają się już ‘przeźroczyste’, a
dżem ma odpowiednią konsystencję – dodać
rum i
sok z cytryny i gotować jeszcze chwilę.Gorący
dżem przełożyć do czystych, gorących, wyparzonych (i osuszonych) lub wypieczonych słoików i natychmiast zakręcić.metoda IITym razem (z braku czasu)
dżem zrobiłam tak, jak robię
powidła śliwkowe, czyli pierwszego dnia
owoce smażyłam przez ok. 45 minut, odstawiłam je na jeden dzień, po czym ponownie zagotowałam
dżem i smażyłam do otrzymania odpowiedniej konsystencji.Jeśli chcemy
dżem przechowywać dość długo – radzę go dodatkowo zapasteryzować (wpis o pasteryzacji tutaj – klik).Przy okazji przypominam również wpis o pektynach, tutaj – klik .* * * * *A teraz już powoli żegnam się z
Wami na mniej więcej półtora tygodnia. Dostęp do internetu
będę mieć mocno ograniczony, wybaczcie więc, jeśli nie
będę mogła odpowiedzieć na Wasze ewentualne pytania.Przed wyjazdem chciałam również opublikować wpis o przetworach z
owoców czarnego bzu, nie jestem jednak pewna, że ze wszystkim zdążę na czas; wolę więc na razie nic nie obiecywać ;)Mam jeszcze (jak zwykle…) million spraw do załatwienia przed wyjazdem i właśnie się zastanawiam, czy i o której godzinie uda mi się dziś pójść spać ;) Ale to nic – myśl o tym, że znów
będę w jednym z moich ulubionych miejsc dodaje mi energii i pozwala nie czuć zmęczenia.*
*O soboty gościć będziemy w Alpach wschodnich, w retoromańskiej części Szwajcarii : w Gryzonii (nie mylić z gryzoniami ;) ), a ściślej rzecz biorąc – w Engadynie.*
*I choć w tym roku typowo górskich wycieczek raczej nie będzie (stopa niestety nadal na to nie pozwala :( ), to będzie dużo spacerów i kontemplacji tych cudownych, alpejskich widoków. I do tego jeszcze wspaniałe termy, praktycznie kilka minut od naszego lokum. Już teraz wiem, że znów nie będzie nam się chciało wracać… ;)*Pozdrawiam serdecznie!*