Wykonanie
Bath and
Body Works odwiedziłam we wrześniu, gdy byłam w Warszawie na Food Blogger
Fest III. Nie mogłam zabawić w tym sklepie zbyt długo, ponieważ spieszyłam się na pociąg. Na szczęście miałam dokładnie sprecyzowane co chcę kupić i
plan został zrealizowany. Oczywiście trafił się też nieplanowany zakup kremu, ale cóż wiecie jak to jest w sklepie gdy wszystko nas kusi.
W domu aby w pełni się wyciszyć, zrelaksować i odpocząć nie wystarczy tylko piękny wystrój. Równie ważny jest zapach . Nie wolno tego elementu bagatelizować, wiedzą o tym nawet specjaliści od marketingu i coraz częściej w sklepach czy biurach rozpylane są odpowiednie zapachy, aby klientowi było miło, spędził tam więcej czasu i oczywiście coś kupił.Aby uzyskać w pomieszczeniu piękny zapach mamy kilka opcji do wyboru. Najczęściej stosowane są świece lub woski/olejki w kominkach, niestety trzeba uważać aby nie spowodować nimi pożaru. Ponadto paląc się zużywają one tlen i po pewnym czasie w pomieszczeniu może zrobić się duszno. Uważam, że są dobrym rozwiązaniem na długie jesienno-zimowe wieczory, ale nie pasują mi na dzień.Drugą metodą są perfumy w sprayu np. z "pachnącej szafy" jednak aby zapach się utrzymał konieczne jest ich częste rozpylanie. Lepiej sprawdzą się jako pomoc doraźna gdy chcemy zabić zapach smażenia
ryby.Pojawiają się również odświeżacze w formie trawek zanurzonych w
olejku lub
galaretek zapachowych, mam jednak z nimi nie najlepsze doświadczenia. Albo zapach jest zbyt słaby i nie czuć go w pomieszczeniu, albo jest on bardzo sztuczny i brzydki.Moim ulubionym sposobem na utrzymanie przyjemnego zapachu w pomieszczeniu są odświeżacze elektryczne z
olejkiem zapachowym . Od kilku lat używam odświeżacza
brise (obecna nazwa to glade, ale jakoś do mnie nie przemawia) i moim ulubionym zapachem jest "after rain".
Gdy dowiedziałam się, że Bath and
Body Works również produkuje zapachy elektryczne byłam ich bardzo ciekawa. Zwłaszcza, że wiele osób określało je wręcz jako perfumy a nie zwykły odświeżacz.Pierwszą sprawą jaka mnie rozczarowała był mały wybór kolorów wtyczek, mówiąc prościej, nie było niebieskiej. Dramat. Dlatego zdecydowałam się na szarą. Wtyczka ma obrotowy wtyk, dzięki
czemu bez względu na to jak mamy umieszczony kontakt zawsze będzie w pionie, to dość istotne bo inaczej olejek może się wylewać.
Jej wadą jak dla mnie jest brak regulacji intensywności zapachu. Co sprawia, że zapach jest bardzo intensywny i co jakiś czas trzeba go wyjąć z kontaktu. Kosztowała 25zł i chyba niedawno zdrożała, bo przy kodzie kreskowym widać jeszcze starą cenę o 5zł niższą. Niestety ta oryginalna wtyczka jest nam niezbędna aby cieszyć się pięknym zapachem wkładu.Większość wkładów miała ciężkie zapachy, a ja uparłam się na coś świeżego, zwłaszcza, że kupowałam ten produkt z myślą o łazience. Zdecydowałam się na zapach Eucalyptus Mint . Nie przypomina on jednak w żaden sposób
cukierków eukaliptusowych czy miętówek. U mnie wywołuje trudne do opisania skojarzenia z
cytryną i świeżym powietrzem. Jest cudowny, aktualnie używam go w moim pokoju i nie wiem czy oddam go do łazienki.Zapach jest bardzo intensywny, rozchodzi się po kilku pomieszczeniach. Aby w pokoju był wyczuwalny wystarczy go włączyć na 30-40 min. Wkład kosztuje 19,99zł i ma pojemność 24ml. Ja używam go od dwóch tygodni co drugi dzień i zużycia praktycznie nie widać.