Wykonanie
Do tego klubu to ja się akurat zapisuje od razu, bo jak 90% Polaków - uwielbiam
kurczaka. A to miejsce "zajmuje się" właśnie nim i robi to bardzo smacznie. Na dodatek samo wnętrze jest charakterne i pomimo "wąskiej
kiszki" - przemyślane.

Menu nie jest może obfite ale zrobione z głową. Najlepiej komponujące się z
kurczakiem dodatki w stylu amerykańskim - frytki, grillowana
kukurydza i
sałatka ziemniaczana do tego genialne sosy własnego wyrobu o kilku stopniach ostrości (przestrzegam przed bardzo
ostrym) na bazie
papryki i najlepszy sos BBQ jaki ostatnio
jadłam.Fajnym pomysłem jest możliwość podzielenia
kurczaka i zjedzenia 1/4 lub jego 1/2. Tak też zresztą zrobiliśmy i oprócz ukochanych przeze mnie frytek ( 9 zł) i
kukurydzy ( 9 zł) zamówiliśmy 1/4
kurczaka (15 zł) i 8 skrzydełek smażonych (24 zł).
Kurczak delikatny ale bez chrupiącej skórki. Skrzydełka za to idealnie chrupiące. Czekam na powiększenie menu o
piersi z kurczaka bo tych akurat zabrakło a szkoda.

Sympatyczna Pani Kelnerka namówiła nas na desery:
Daktylowy pudding z
toffi sosem i
lodami waniliowymi ( 12 zł) oraz
Czekoladowy mus (12 zł). Z tych dwóch pozycji zdecydowanie polecam tą drugą.
Pudding nieco nas zadziwił, spodziewaliśmy się raczej budyniowej konsystencji natomiast dostaliśmy go w formie ciasta. Oczywiście jest to jak najbardziej poprawna również forma podania tego deseru, niemniej jednak jakoś w głowie się utarło, że
pudding to potrawa o konsystencji kremowej/budyniowej i szkoda, że nie ma takiej informacji - czy ustnej czy pisemnej.

Żałuję, że kiedy byłam w The Chicken Club menu lunchowe obowiązywało jedynie w tygodniu bo brzmi smakowicie i zdecydowanie jest bardziej urozmaicone niż to w weekendy. Na pewno się na nie wybiorę i uzupełnię tą recenzję o kilka dodatkowych pozycji. Trzymam kciuki za to nowe miejsce bo idea jest fajna a
kurczak wyjątkowo smaczny!