Wykonanie
Moi kochani wiem przyznaję się bez bicia ostatnio trochę zaniedbałam kucharzenie i publikowanie postów. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza oczywistą oczywistością totalnym barkiem czasu. Wszyscy jesteśmy strasznie zarobieni więc nawet nie ma o czym mówić. Jednak chciałabym się z
Wami podzielić moimi ostatnimi doświadczeniami kulinarno- smakowymi. Miałam okazję delektować się francuskimi przysmakami. Na pierwszy ogień poszła słynna zupa cebulowa. Domyślam się, że pewnie każda restauracja we Francji robi ją inaczej. Ta, którą próbowałam była bardzo smaczna, aczkolwiek chyba wyszła bardziej serowa niż cebulowa, ale czepiać się nie
będę może miała tak smakować.
A teraz to co lubię najbardziej czyli mięcho:-))
Filet wołowy z sosem berneńskim albo
musztardą francuską do wyboru.
Musztarda to sam ogień, ale w połączeniu z
wołowiną smakowała wybornie i podkręcała smak
mięsa. Zaryzykowałam i zamówiłam sobie medium-
rare czyli średnio wysmażony. Mimo tego, że jestem fanką tatara wołowego czyli de facto surowego
mięsa to nie do końca mi się podobała wypływająca krew z mojego
steka. Następnym razem byłam już mądrzejsza i wzięłam wersję well done i to był pełny sukces.
Cóż byłby wart wyjazd do Francji bez spróbowania, przysmaku narodowego czyli
ślimaków.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że spróbowałam. Zapach był piękny, ale to za sprawą sosu w, którym nasze winniczki pływały na bazie
czosnku i
pietruszki. Niestety wyciąganie
ślimaka ze skorupki było mało przyjemne a wręcz smutne. Sam
ślimak nie ma żadnych walorów
smakowych i ledwo go przełknęłam. Możecie stwierdzić, że jestem hipokrytką bo objadam się
mięsem, a
ślimaka mi szkoda. Przyznaję nie wiem dlaczego tak jest może dlatego, że
stek na mnie nie patrzy gdy go jem, a
ślimak z wystającymi czułkami owszem:-))