Wykonanie
Żeby nie było, że rzuciłam temat na -> konkurs, a sama sprytnie zwinęłam żagle...Gotować lubię dopiero od kilku lat. Wcześniej, przez bardzo długi czas, kuchnia stanowiła dla mnie przylądek Horn nudy; kilka zup, kotlety mielone na zmianę ze schabowymi,
mięsne sosy, bigos, kluski, pierogi, smażony w panierce
morszczuk i to samo od nowa, w koło Macieja. Na samą myśl o konieczności tysiącznego powtarzania tych samych czynności, po raz kolejny kosztowania tych samych smaków zaczynałam ziewać.Wszystko zmieniła decyzja przejścia na lżejszą dietę oraz jej konsekwencja w postaci zakupu kilku książek kucharskich z zachęcającymi do degustacji fotografiami i... naraz mój ciasny, skurczony do rozmiarów pudelka zapałek kulinarny horyzont rozciągnął się hen, hen poza zasięg wzroku - pozostawiwszy za sobą
widoki, do których przywykłam, jedyne dotąd mi znane.Nowe okazało się takie fascynujące!Nowe produkty,
przyprawy, kombinacje, sposoby przyrządzania, nowe smaki i aromaty - ich bogactwo mnie zachwyciło i oszołomiło, gotowanie stało się już nie koniecznością, ale szalenie kręcącym mnie i zajmującym hobby.Całkowicie zmienił się też jego charakter - z intuicyjnego na
planowy.W krótkim czasie nie byłam już w stanie wrócić do dawnych przyzwyczajeń gotowania czegokolwiek, z tego, co przypadkiem wpadło mi w ręce, w stylu - "co by tu teraz przekąsić?" .Zresztą to by się nawet nie udało. Raz, że trudno jest znaleźć w lodówce jednocześnie np. zaległą świeżą
papryczkę chili, takiż
seler naciowy,
cebulkę dymkę, itp., itd., a dwa, że pogoń za nowym/innym momentalnie weszła mi w krew i stała się myślą przewodnią wszelkich moich kulinarnych poczynań, co w pewnym momencie okazało się zresztą wielce przydatne...

***Gotowanie dla panstwa S.jest swoistym rodzajem cyrkowej ekwilibrystyki. Głównie za sprawą J., która - jak twierdzi - swoje życie i zdrowie zawdzięcza
ziemniakom.Salatka nicejska, gulasz irlandzki, kotlet ziemniaczany, ziemniaczane puree,
ziemniaki w mundarkach, z
wody, tluczone, smażone, pieczone, zapiekane i nadziewane, placki ziemniaczane, ziemniaczany quiche,
ziemniaki białe, czerwone, słodkie, pod pierzynką z
sera, z masą jajeczną, z
miodową glazurą, z
syropem klonowym... Na razie wciąż staję na wysokości zadania (
ziemniaki na
stole obowiązkowo codziennie), ale mam świadomość, że nawet moje uwielbienie dla różnorodności nie rozmnoży inwencji twórczej, której zasoby posiadam jednak ograniczone.Poza tym J. nie uznaje:- żadnych przypraw z wyjątkiem
soli i
pieprzu (
przyprawy uczulają),- jadania poza domem (oprócz frytek -
ziemniaki(!) - knajpowe jedzenie to syf),- większości
owoców (za mało słodkie)- większości warzyw (z przeróżnych powodów, np.
okry z powodu jej... kształtu).Stosunek J. do jedzenia jest oględnie mówiąc... niedbały.J. posiłki łyka nie poświęcając uwagi ich smakowi. Zdarza się jej jadać potrawy zimne, bo nie używa mikrofalówki (mikrofale to śmierć), a przeważnie nie ma cierpliwości czekać aż coś się zagrzeje w sposób konwencjonalny. Na samo celebrowanie jedzenia też żal jej czasu - je więc na raty, z doskoku, byle gdzie i byle jak - na podłodze, w kucki, stojąc, chodząc, mówiąc, itp.Kucharzenie dla J. traktuję nie tylko jak wyzwanie, ale przede wszystkim wielką lekcję pokory.Z A. nie ma takich problemow. Żeby był zadowolony wystarczy, że obiad będzie:- obfity- z barbecue sauce (jego ulubionym
ostrym sosem).Jest tylko jeden szczegół.Prawie nic nie znaczący drobiażdżek.A. nie cierpi
ziemniaków.***

Jeśli zaś o konkrety chodzi, szczególną estymą, jak już się pewnie co niektórzy zdążyli zorientować - darzę
ryby, moja ulubiona kuchnia zaś to kuchnia chińska, o czym wspominałam przy okazji przyrządzania ->
kurczaka z
pędami bambusa .Dzisiaj więc danie łączące te dwie miłości oraz pierwotną przyczynę jego pojawienia się na moim
stole - pogoń za różnorodnością - czyli sporządzony aż z 20 składników, przepysznie chrupiący, lekko pikantny -
dorsz po syczuańsku.Przepis na niego od lat zajmuje w stworzonym, a właściwie stale tworzonym przeze mnie rybnym rankingu wysoką drugą pozycję (c hoć doprawdy po ostatnim ->
pomarańczowo-
bobowym łososiu nie jestem pewna, czy nie jest to jednak przypadkiem miejsce ex aequo...)Zapraszam!:)Składniki:1 małe opakowanie ugotowanego
makaronu chińskiego lub tajskiego lub 3-4 szklanki ugotowanego
ryżu350 g
filetu z dorsza1 małe roztrzepane
jajko3 łyżki
mąki pszennej4 łyżki
wytrawnego białego wina1+2 łyżki jasnego
sosu sojowegoolej do smażenia na głębokim tłuszczu /w tym szczególnym przypadku zalecam użycie woka, dzięki
czemu potrzeba go znacznie mniej/1 ząbek
czosnku pokrojony na cienkie plasterki1 cm świeżego
imbiru drobno startego1
cebula drobno posiekana1
seler naciowy pokrojony na cienkie plasterki1 świeża czerwona
chili drobno posiekana1 łyżeczka
octu ryżowego1/4- 1/2 łyżeczki mielonego
pieprzu syczuańskiego /uwaga - jest bardzo ostry - radzę nie przesadzić -
sos jest pikantny już przy użyciu tej mniejszej ilości/175 ml
bulionu rybnego lub warzywnego1 łyżeczka
cukru1 łyżeczka
mąki kukurydzianej2 łyżeczki
wody5 łyżek pokrojonego drobno
szczypiorkuopcjonalnie nać
selera do przybrania

Wykonanie:Filet pokrój na kawałki wielkości kęsa.
Jajko z
mąką,
winem i 1 łyżką
sosu sojowego wymieszaj na gładkie ciasto - powinno
mieć konsystencję gęstej
śmietany. Wrzuć
rybę do ciasta i starannie w nim obtocz.
Olej rozgrzej w woku aż zacznie dymić, zmniejsz ogień i smaż
rybę porcjami przez ok. 3 minuty, do przyrumienienia. Po usmażeniu wyłóż ją na papierowe ręczniki, żeby ociekła z tłuszczu, następnie przełóż w ciepłe miejsce /do piekarnika lub na kratkę z woka/ .Odlej
olej z woka zostawiając go ok. 1 łyżkę i przez 1-2 minuty smaż na nim
czosnek,
imbir,
cebulę,
selera i
chili ciągle mieszając. Dodaj resztę - 2 łyżki
sosu sojowego i
ocet - zamieszaj. Dodaj
pieprz syczuański,
bulion i
cukier - zamieszaj. Dodaj
mąkę kukurydzianą rozmieszaną z
wodą, następnie
szczypiorek. Ciągle mieszając gotuj wszystko przez około 1 minutę aż sos zgęstnieje.Wrzuć do sosu
makaron lub
ryż, starannie wymieszaj i podgrzewaj przez 2-3 minuty aż będzie gorący. Wyłóż na talerze, na wierzch połóż
rybę i podawaj ozdobioną nacią
selera.Gotowe!

Bardzo smacznego!Źródło - "Dania niskotłuszczowe"Potrawę dodaję do akcji Ireny i Andrzeja -> Z Widelcem po Azji .