Wykonanie
Przyznaję, że misja opuncja, czyli inaczej
figa indyjska, a jeszcze piękniej brzmiąca po włosku fico d'india, stanowiła dla mnie niemałe wyzwanie. Ten meksykański
owoc, uważany przez Azteków za święty dar, pochodzący z kaktusa, nie przypomina swym smakiem niczego, co do tej
pory było mi znane. Dowiedziałam się, że wcale nie jest podobna do herbatek z dodatkiem tejże rośliny, nie smakuje też jak
figa zwyczajna, niewiele ma zresztą z nią wspólnego.Dojrzały
owoc jest karminowy w środku, jego ziarenka nie są jadalne, jeśli jednak szkoda Ci ich wyrzucać przyrządź z nich
maskę do twarzy - opuncja używana jest w kosmetyce, jako składnik kremów nawilżających. Próbując
figi indyjskiej, spodziewałam się intensywnego, kwaśnosłodkiego smaku, jednakże ku mojemu rozczarowaniu poczułam jedynie delikatny, mdławy smak, przeobrażający się w smutek i rozczarowanie. Być może to
wina importu jeszcze niedojrzałych
owoców, być może opuncja taka już jest i taka pozostać musi.

Niemniej jednak nie pozwoliłam jej odejść w zapomnienie, z żalem i powątpiewaniem zabrałam się za obieranie i krojenie
owocu. Wydłubanie miąższu nie było możliwe - obraną całość włożyłam więc do blendera i zmiksowałam. Przecedziłam w sitku i uzyskałam wspaniały
nektar w kolorze tycjanu.Całość podgotowałam na niewielkim ogniu w towarzystwie dwóch suszonych
śliwek i dwóch łyżek
cukru.Po zagotowaniu zdjęłam z ognia, dosypałam łyżkę
galaretki agrestowej, oraz dwie łyżeczki
żelatyny. Przelałam do szklanki i pozwoliłam zsiąść się
galaretce.Zapewniam, że taka opuncja JEST cudowna.*Proporcje na trzy opuncje
