Wykonanie
Uwielbiam miejsca z duszą i takim zakątkiem jest Muzeum Mydła i Historii Brudu mieszczące się na Starym
Mieście w Bydgoszczy . Niedawno podczas wizyty w Bydgoszczy wpadliśmy do tego klimatycznego, niedużego muzeum. Co ciekawe muzeum jest inicjatywą prywatną dwójki pasjonatów i przyznaję, że szczerze „zazdraszczam” ludziom, którzy swoją pasję uczynili sposobem na życie i zarobek.. też bym tak chciała ;) Więc myśl o sklepiku z
ciasteczkami albo akcesoriami do kuchni ciągle gdzieś tam w mojej głowie się kłębi :)

W jednej z kamienic zgromadzono mnóstwo eksponatów związanych z ludzką higieną na przełomie wieków, wszystko urządzone nowocześnie, oprowadzą nas sympatyczne pracownice, które z humorem opowiedzą jak to łazienni dbali niegdyś o klientów łaźni.Widać, że ludziom związanym z Muzeum Mydła "się chce! Może to jest sposób właśnie na takie miejsca, bo niestety wiele muzeów w Polsce to nadal "
panie pracujące jakby za karę" :)Ale wracając do Muzeum to zobaczymy drewnianą pralkę z elektrycznym silnikiem, tary do prania, a nawet szklaną tarę do delikatnych tkanin, formy do odlewania mydła, stemple do wytłaczania w nich wzorów. Niektóre zakątki jak ten poniżej są żywcem wyjęte z kuchni naszych prababek z emaliowanymi naczyniami i makatkami.

Poza tym na zwiedzających czeka sklepik kolonialny z przysłowiowym mydłem i powidłem stylizowany na XIX wiek, a w nim ultramaryna, stroje kąpielowe z początku XX wieku, formy do mydeł, puszki po niemieckich proszkach, ulotki z gazet z ogłoszeniami i poradami dla "dobrej gospodyni".



No i sentymentalna podróż w otchłań PRL-owskiej łazienki.. A co może zajmować chlubne miejsce w takiej łazience? Oczywiście poczciwa pralka
Frania, której widok wzbudził achy i ochy pań około 50-tki, poza tym „oryginalne” mydełka Jacek i Agatka i NIVEA, proszki IXI czy MEWA, kartki na mydło. Dla mojego pokolenia lat 80-tych to taka wyprawa w świat filmów Barei, czy do mieszkania "Czterdziestolatka", bo o ile Franię pamiętam to niektórych specyfików już nie. Nasza
Frania miała kalkomanię ze Świnką
Piggi :P

Duże wrażenie robi fakt, że wszystkie te eksponaty są „autentyczne” w oryginalnych opakowaniach, a nie stylizowane na stare. Jak widać właściciele muzeum przekopali wiele piwnic i strychów, aby znaleźć arcy-ciekawe eksponaty :)

No i gwóźdź programu to warsztaty robienia mydła, czyli coś z pogranicza zajęć artystyczno-kreatywnych, gdzie mimo tego, iż do przedszkola chodziłam
wieki temu – miałam prawdziwy ubaw, jak i pozostali początkujący mydlarze.
Mężu zrobił babeczkę czerwoną z ziarnkami
kawy, ja zaś mydło z bydgoską łuczniczką z
makiem w kolorze - of course blue. Dostaliśmy do wyboru mnóstwo foremek silikonowych, barwników,
olejków zapachowych oraz dodatków - jak
mak,
kawa,
otręby, muszelki i
pole do popisu ogromne - na koniec każdy dostał pakunek z własnoręcznie zrobionym mydełkiem.

Wizytę wieńczy sklepik-mydlarnia z mydłami peelingującymi, wygładzającymi, nawilżającymi, z lawendą,
czekoladą,
kawą,
cynamonem, pokrzywą czy
makiem ciętymi z bloku oraz tymi kolorowymi w kształcie misiów, piesków, a nawet klocków lego (tych ostatnich nie mogłam sobie odmówić).

Po tej wizycie doczytałam w
sieci, że mnóstwo osób robi takie domowe mydełka z bazy glicerynowej lub zwykłego mydła jeleń.. korci żeby spróbować :)Następny post pewnie będzie o koślawych domowych mydełkach hehe :)