Wykonanie

Idziemy sobie do sklepu i, z obłędem w oczach, poszukujemy
kokosa. Niezależnie od tego, czy chcemy wykorzystać go w kuchni, czy mamy zamiar rozwalić nim głowę sąsiadki, musimy znać zasady.Dzięki nim będziemy
mieli genialne, twarde
orzechy, które można spokojnie wykorzystać do samoobrony, kiedy idziemy pod stadionem albo weselem.1.
Kokos musi chlupać. Bierzemy sobie
kokosa i potrząsamy, tak jak marakasami. Jeżeli chlupie — kupujemy.2.
Kokos nie jest pusty. Kiedyś kupiłam
orzecha i, jak wielu z niedoświadczonych amatorów smaków z indyjskiej kozy, trafiłam na pusty egzemplarz. Totalnie pusty!Żeby tego uniknąć trzeba patrzeć na "oczka". Mają być trzy, nienaruszone i wyglądające na świeże.A to kilka porad jak rozłupać gagatka:1. Metoda piekarnikowa. Nastawiamy piekarnik na 180 C i od razu wrzucamy
orzechy. Kiedy piekarnik piknie i oświadczy nam, że jest gotowy, możemy wyjąć
kokosy. Wtedy wystarczy tylko mocniej puknąć młotkiem. Ponoć podobny efekt
daje gotowanie przez kilka minut, ale ja jestem do tej metody sceptycznie nastawiona (przecież chodzi o to, żeby ciut go wysuszyć, nie rozgotować).2. Metoda konserwatywna. Potrzebne nam będą dłuto i młotek, albo szpadel. Wbijamy dłuto w dziurkę (tylko jedna jest miękka, pozostałe są zasklepione i ciężkie do wydłubania). Przez otwór wylewamy
wodę. Tylko do kubeczka, bo taka
woda się przyda.Następnie opukujemy
orzech szpadlem (tutoriale: klik !) i rozłupujemy. Jeżeli mamy siłę, bo ja nigdy nie potrafiłam.3. Metoda blokowa. Jeżeli, tak jak ja, mieszkacie w bloku... jesteście szczęściarzami. Wystarczy wejść na 2 piętro, może być wyżej, ale drugie piętro to absolutne minimum. Teraz otwieramy okno na klatce, albo wbijamy się do domu sąsiadów. Zrzucamy
kokosa i zbieramy swoje dzieło. Nie będziemy
mieli z tego
wody kokosowej, ale najważniejsze jest to, że dobierzemy się do miąższu :)A już jutro: klasyk
kokosowy, żeby nie przepłacać i nie truć się chemią.