Wykonanie
W ten weekend w Warszawie, pod Pałacem Kultury, trwa food truckowa impreza „ŻARCIE NA KÓŁKACH: Festiwal Foodtrucków & Mistrzostwa Burgerowe”. Byliśmy na niej w sobotę – jeśli Wam nie udało się dotrzeć, macie jeszcze szansę dzisiaj. Warto!Standardowo zaczęliśmy od „pewniaka” – Easy Rider. Na pierwszy ogień poszło Chorizo (możecie o nim przeczytać więcej tutaj -> KLIK), z kolei na wynos (czyt. na obiad w domu) wzięliśmy po raz pierwszy Pulled
pork. Połączenie rozpadającej się
wieprzowiny, z pikantnym sosem,
ananasem i
kolendrą było strzałem w dziesiątkę – z jednej strony pikantnie, z drugiej orzeźwiająco. Jeśli nie przeraża Was odrobina „ognia”, spróbujcie.
Po zjedzeniu hot doga, skierowaliśmy swe kroki w kierunku food trucka, który mieliśmy „na liście do sprawdzenia” jeszcze przed wyjściem z domu – West Coast Toast.
Przesympatyczny Pan z food trucka polecił nam Goat toast –
ser,
ser kozi,
buraki,
rukola, sos
miodowo-
musztardowy. Mam wrażenie, że ostatnio
ser kozi mnie prześladuje ;) -> KLIK . Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, dlatego też posłuchaliśmy sugestii i skusiliśmy się na niego. I przy całej mojej niechęci do wspomnianego wyżej
sera, wyszło nad wyraz smacznie.
Pieczywo było chrupiące, nie za tłuste,
ser ciągnął się „jak należy”, połączenie składników jak najbardziej na miejscu.Tak, wiem, że w powyższym akapicie „ser” powtarza się 5
razy, ale w tostach z
SEREM to właśnie on jest największą gwiazdą ;)Przy następnej okazji
będę chciała spróbować Three cheese i PB&J, bo to chyba 2 najbardziej „amerykańskie” połączenia, które kojarzą mi się z takimi tostami.
Ostatnim punktem wycieczki był „Buddies cafe”, który w sobotę debiutował…
… a przyciągnęły nas do niego gofry.
Z początku chciałam spróbować wersji wytrawnej, z
łososiem, ale już byłam tak najedzona, że zdecydowałam się na wersję słodką, niejako „na deser” (na deser ZAWSZE znajdzie się miejsce ;) – 4. Prażone
jabłka,
cynamon,
bita śmietana. Tak w ramach akcji #jedzjabłka ;)Gofr (gofer? ;) był znakomity – chrupiący z wierzchu i mięciutki w środku. Ani trochę nie gniotowaty.
Jabłka „niczego nie urwały”, ale były w porządku. Na pewno
będę chciałą spróbować innej wersji przy kolejnej okazji.
Drugim produktem, który kupiliśmy od „Buddies” była mrożona
kawa…
… z
czekoladą i
miętą.
Czekoladę z
miętą bardzo lubię (After eight to jeden z moich smaków z dzieciństwa), ale w połączeniu z
kawą nie miałam okazji do tej
pory spróbować. Jak się okazało połączenie to, z dużą ilością
lodu, jest idealne na upał.
Jak już wcześniej wspominałam – jeśli wczoraj nie dotarliście pod Pałac, wybierzcie się dzisiaj :) Tym bardziej, że z tego co widzę za oknem, pogoda jest bardzo zachęcająca – jest nieco przyjemniej i chłodniej niż w sobotę :)