Wykonanie
Laurę z bloga Cafe Babilon poznałam internetowo już dawno temu, w … komentarzach na blogu Antoniego Czypraka Kuchnia na gazie. Tak, w tym nieczynnym już teraz miejscu odbywały się prawdziwe imprezki przy gąsiorku
śliwowicy w towarzystwie Sołtysa Szuwaśki. Laura zwróciła moją uwagę swoistym poczuciem humoru. Blog Laury bardzo lubię, bo podobnie jak u mnie jest dużo pysznego domowego jedzenia.Na żywo poznałyśmy się na warsztatach Lubelli i ostatnio na finale Bloger Chefa.Laura ma kotkę Kokę – przejdźmy do jej historii :Jak kot pojawił się w twoim życiu ?Koka trafiła do naszego domu prawie sześć lat temu przez przypadek. Została wyrzucona wraz z rodzeństwem do lasku obok Sielskiej Zagrody pod Wrocławiem. Ktoś w okresie wakacyjnym pozbywał się problemu i wyrzucił po prostu mioty trzymiesięcznych i trzytygodniowych kociąt. My tego dnia wybraliśmy się tam na spacer.Była taka maleńka kiedy ją zabieraliśmy – taki mały, puchaty, biały pomponik.Skradła nasze
serca od pierwszego wejrzenia. W tym czasie zajmowałam się zdjęciami oraz ich obróbką i większość czasu pracowałam w domu. Koka towarzyszyła mi w codziennych pracach domowych od sprzątania, prania, gotowania po pracę przy komputerze. Co prawda większość czasu przesypiała, ale wystarczyło, że z kuchni przeszłam do sypialni, aby popracować przy komputerze i po kilku minutach w drzwiach pojawiała się z miną mówiącą: „To, że śpię, nie znaczy, że możesz gdzieś wychodzić na dłużej…”.
Co w nim lubisz najbardziej ?Poranne powitania: asysta w łazience, a
potem skok na umywalkę, z której wspina się na moje ramiona. Przynajmniej kilka minut muszę ją ponosić na rękach, a ona łapkami obejmuje moją szyję.Koka to piąty członek naszej rodziny posiadający niezwykły dar wyczuwania złego nastroju. Niesamowicie przeżywa czyjkolwiek płacz i zawsze stara się pocieszać. Pamiętam jak kiedyś przytrzasnęłam sobie palec i zdarłam paznokieć – to był straszliwy ból. Stałam, chłodziłam go pod
wodą i ryczałam z
bólu. Koka stała kilkanaście minut na umywalce, obejmowała mnie łapkami i tuliła się.Jej ulubionym miejscem jest akwarium w przedpokoju z którego ma doskonały widok na wchodzące i wychodzące osoby. Każde przejście naszych dzieci jest przez Kokę „komentowane” – odzywa się za każdym razem gdy przechodzą obok niej.Niesamowitym przeżyciem był poród a
potem możliwość obserwacji całego procesu wychowania kociąt. Jej czułość i samozadowolenie z bycia
matką było czymś tak magicznym. Moje dzieci powiedziały wtedy, że niektóre kobiety mogłyby uczyć się od niej jak być
matką. Koka urodziła cztery przepiękne kocięta, dwóch ojców – kocurów z mojego domu rodzinnego. Dwa od rudego kota, miały spłaszczone pyszczki jak ich mama, dwa od biało-czarnego kocura były bardziej podobne do zwykłych dachowców. Kociaki znalazły cudowne domy.
Kot w kuchniMoje działania w kuchni najczęściej obserwuje z kanapy.
Siedzi lub leży (pod warunkiem, że nie śpi właśnie) i patrzy…Zawsze uwielbiała obserwować przygotowania do zdjęć na bloga i bardzo często wkraczała w już ustawiony kadr pozostawiając na ujęciu kawałek ogona, ucha całą siebie.Uwielbia zapach startej gałki oraz
oliwek.
Co
jada Twój kot ?Dotychczas preferowała suchą karmę, w ostatnim czasie zaczęła jadać również mokrą z saszetek. Za „ludzkim” jedzeniem nigdy nie przepadała. Tylko w okresie kiedy karmiła
młode jadała praktycznie wszystko.Jest nietypowym kotem. Akwarium pełne rybek jest dla niej poidłem –
rybki nie są obiektem zainteresowania. Śpi przy otwartym oknie, za którym
siedzą rzędem wróble czy sikorki.Nigdy nie skradła jedzenia pozostawionego na blacie czy
stole, chociaż bardzo lubi wiedzieć co jemy, a szczególnie pijemy – uwielbia sprawdzać zawartość szklanki.Nie bardzo interesują ją
mięso czy
ryby, ale uwielbia
zioła i wszelką
zieleninę. O pęczek
koperku czy
natki przyniesiony do domu, potrafi się wykłócać, jeśli ktoś próbuje schować do lodówki, a
zioła na parapecie wiecznie są poobgryzane. Na zdjęciu z ukradzioną
łodygą selera naciowego.
Najzabawniejsza historiaKiedyś w dużym, litrowym shakerze nastawiłam zaczyn
drożdżowy na
chleb. Zamknięty shaker postawiłam na kaloryferze i zajęta rozmową przez telefon zapomniałam o nim. W pewnym momencie zobaczyłam jak Koka dziwnie czai się na coś niewidzialnego – okazało się, że usłyszała lekkie syczenie i to ją zaniepokoiło.Kot oczywiście musiał towarzyszyć w otwarciu shakera, bo każda nietypowa okoliczność jest ciekawa. Zawartość shakera wystrzeliła w sufit „dekorując” zaczynem
drożdżowym wszystko w zasięgu kilku metrów, od mebli kuchennych po sofy i telewizor w salonie. Kot przestraszony uciekł i pojawił się po dobrej godzinie od całego zdarzenia. Chyba przez tydzień nie mogliśmy pozbyć się
drożdżowego zapachu z sierści.
Na zakończenie…Trzy miesiące temu kardiolog postawił straszliwą dla nas diagnozę – kardiomiopatia przerostowa. Według lekarza zostało jej kilka miesięcy życia, jest za późno na leczenie, które zresztą przy tej chorobie niewiele
daje. Przepłakałam wiele dni, a teraz pozostaje nam cieszyć się każdym wspólnym dniem.Dziękuję za rozmowę.Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .