Wykonanie
Rozbrajają mnie nazwy potraw w książkach kucharskich. Mam książkę o wszystko mówiącym tytule Desery wykwintne a nawet wyrafinowane (czy to nie to samo?) autorstwa pana Włudyka, z której nie skorzystałam ani razu, a mam ją od ponad dwóch lat. Nigdy po kupieniu nawet jej nie otwarłam. Są tam przepisy na desery o nazwach układane zgodnie z zasadą, że im bardziej skomplikowane, tym lepiej: Karmelizowane
orzechy z jęczmieniem w
wanilii, sosem
czekoladowo-
orzechowym i
lodami waniliowymi w koszyku tulipanowym albo
Konfitura z fig w aromacie
anyżu z
lodami z
calvadosu podawanymi z naleśnikami w karmelu. Jesteście ciekawi jak wyglądają oba desery? Oto one:
Mam też z kolei książkę z przepisami na desery kuchni polskiej autorstwa Ewy Aszkiewicz, jedną z moich ulubionych, z której każdy przepis jest strzałem w dziesiątkę. Doliczyłam się czterdziestu jeden przepisów na szarlotkę, nie wliczając w to deserów z
jabłkami, racuchów i
tortów owocowych. W odróżnieniu od zwykłej szarlotki, szarlotki „po prostu”, królują szarlotki aromatyczne, delikatesowe, domowe, najsmaczniejsze, na gorąco, na zimno, z
galaretką i bez ciasta. Jest szarlotka na niedzielę, na podwieczorek, na przyjazd cesarza (szarlotka cesarska), z
bakaliami, nie mylić z
bakaliową i ze wszystkimi możliwymi rodzajami kruszonki. Regionalnie: krakowska, warszawska, nieco dalej wiedeńska. Wreszcie ciasto pani Ambasadorowej, pani Rejentowej, pani domu, „mojej babci”, znowu pani Ambasadorowej, wnuczki
Oleńki, i tak dalej… Ale jak odróżnić jabłecznik delikatesowy od oszczędnego i zapracowanej pani domu – nie wiem. Nazewnictwo tyleż praktyczne, co pozostawiające
pole do domysłów jak stąd na drugi koniec globu.
Szarlotkę aromatyczną zamieniłam więc na oldschoolową, dodałam
orzechy,
rodzynki i jeszcze więcej
jabłek. I wyszła tak dobra, jakiej w życiu nie
jadłam. Nawet babcina się nie umywa. Nawet ta na ciepło z
lodami waniliowymi wymięka. Kruche ciasto z dużą ilością
owoców i
bakalii. Z
płatkami ciasta na wierzchu, tworzącymi chrupiącą skorupkę. To jest szarlotka, która kojarzy mi się z
dawnymi czasami, sama nie wiem
czemu skoro nigdy takiej nie
jadłam. Taka trochę rustykalna, na bogato. Szarlotka vintage albo retro (bo to teraz modne słowa). Jestem w niebie :)
Składniki:2 szklanki
mąki krupczatki (dałam pół na pół krupczatkę i zwykłą pszenną)100 g
masła2 płaskie łyżki
cukru pudru1 łyżeczka
cukru migdałowego1
żółtkopół szklanki zimnej
wody½ kg szarych renetgarść
rodzynekdwie garście obranych i posiekanych
orzechów włoskichcukier trzcinowybułka tarta i kawałek
masła do wysmarowania formy
Przygotowanie:
Mąkę,
cukier puder,
cukier migdałowy i ciepłe
masło posiekać nożem lub w malakserze, dodać
żółtko, zagnieść ciasto. Dolewać stopniowo tyle
wody, ile potrzebne będzie do wyrobienia gładkiej, zwartej kuli, która nie będzie się rozpadać. Gotowe ciasto owinąć w folię, włożyć do lodówki na co najmniej 30 minut. Wychłodzone podzielić na 3 części: jedną wsadzić do zamrażalnika, dwie kawałkami rozwałkowy6wac i wykładać nimi spód i boki średniej wielkości formy do pieczenia. Moja miała ok. 20 cm średnicy. Miejsca łączenia plastrów zgnieść czubkami palców i połączyć, żeby nie było dziur. Spód ponakłuwać widelcem, wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 o C, piec dopóki ciasto się podpiecze i będzie rumiane. Zajmie to około 20-30 minut, w zależności od piekarnika.
W trakcie pieczenie obrać
jabłka, usunąć gniazda nasienne, pokroić w plasterki. Dorzucić do nich
orzechy włoskie i
rodzynki, wymieszać. Wyciągnąć ciasto z piekarnika, posypać
bułką tartą.
Jabłka wyłożyć na upieczony spód, wyrównać powierzchnię, żeby mniej więcej było równo. Zetrzeć na tarce
płatki pozostałego ciasta z zamrażalnika i rozłożyć na górze szarlotki. Wierzch można posypać
brązowym cukrem. Ponownie wstawić do piekarnika z obniżoną do 160 o C temperatury, piec 30 minut. Wierzch ciasta ma być zrumieniony i kruchy. Jeśli nie chce się rumienić, można ustawić na kilka minut termoobieg. Boki ciasta mają odstawać od formy. Po wyjęciu można jeść na ciepło, od razu, lub po przestudzeniu.