ßßß
Pamiętam, kiedy rok temu, z brzuchem tak wielkim jak kula ziemska, przeglądałam ulubione pisma i snułam różne, matczyne wizje. Nad jedną zastanawiałam się najdłużej. Co, jak, czy będzie jadł? Czy uda mi się w nim zaszczepić dobre, żywieniowe nawyki? Czy podążymy wspólnie za ideą BLW? Czy wytrwam w bałaganie i trudnej nauce samodzielnego jedzenia? Dzisiaj, wszystkie pytania wydają się bezprzedmiotowe. Poddał się wszystkim, maminym eksperymentom kulinarnym. Marchwiowe babeczki to prezent, ode mnie, na dzień mamy, w zamian za różę, którą znalazłam w jego łóżeczku. Skąd się tam wzięła? Starszy brat, zmyślnym fortelem, podrzucił ją niezauważenie. Sam też zrobił mi niespodziankę, którą, o mały włos, nie przypłaciłam pękniętym sercem... Budował napięcie. Tego dnia zjedliśmy jeszcze razem, w naszej ulubionej knajpie, nasze pierwsze krewetki. Kacper zagryzał je babeczkami i nikt nie miał mu tego za złe ;)
Składniki na 10 sztuk*pół szklanki startej na wiór, młodej marchewkipół szklanki miękkich daktylipół szklanki blanszowanych migdałów (namoczonych przez noc w wodzie)pół szklanki wiórków kokosowych1 łyżeczka cynamonupół łyżeczki gałki muszkatołowejziarenka z połowy laski waniliiszczypta imbiru lub kardamonu1 łyżka stopionego oleju kokosowego lub masła (można pominąć, ale lepiej się trzymają)Wszystkie składniki umieszczamy (razem z marchewką) w malakserze i miksujemy do momentu, aż się dokładnie połączą. Łyżką napychamy w metalowe foremki i wkładamy na 30 minut do zamrażalnika. Cudowna, zdrowa, piknikowa przekąska.