Wykonanie
Risotto kojarzyło mi się z kleistą papką
ryżową, do której wrzuca się resztki z rosołu. Coś o bardzo nie ciekawym wyglądzie i jako takim smaku. Moje wspomnienie z dzieciństwa nastawiło mnie niezbyt pozytywnie do tego dania. Jakaś daleka ciotka, u której się niespodziewanie pojawiliśmy z rodzicami poczęstowała nas wtedy obiadem. Kolejne moje skojarzenie to opowieści kumpla, który jest wielbicielem kuchni włoskiej, które kojarzą mi się z dokładnym gotowaniem według przepisu i skomplikowaną procedurą. Ostatnie skojarzenie to "risotto"
marchewkowo-
pieczarkowe, którym zostałam poczęstowana przez kucharza eksperymentatora. Miało on konsystencję zupy pomidorowej i było w nim pół paczki
curry. Prawie niejadalne. Cieszyłam się, że po tej degustacji obeszło się bez reperkusji gastrycznych.Nie wiem dlaczego, ale gdzieś w środku odczuwałam lęk przed tą potrawą. Uznałam jednak, że muszę się zebrać w sobie i spróbować. Wyciągnęłam opasłe tomiszcze opatrzone tytułem: Kuchnia włoska . Przewertowałam książkę w tą i z powrotem, znalazłam przepis. Wielbiciel Italii dał mi wiele interesujących wskazówek, które mimo lekceważącego wyrazu twarzy wzięłam do siebie. Nie znoszę jak ktoś mnie poucza. Tydzień czasu analizowałam recept. Kiedy wreszcie w sobotnie popołudnie zebrałam się w sobie i po kieliszku
wina nabrałam odwagi pojawił się problem. Łyżka soffritto. Co to u diabła jest soffritto? Książka opasła, ale przepisu na to tajemnicze coś nie ma. Za to podali definicję: podstawa do
sosów, na bazie
ziół,
boczku szynki warzyw podsmażana na
oliwie z oliwek lub
maśle. Sytuacja była nieciekawa, więc postanowiłam zapytać wujka Google. Wpisałam owy tajemniczy wyraz i nie znalazłam, żadnej polskojęzycznej strony. Uznałam, że robi się interesująco. Przegrzebałam grafikę i kilka anglojęzycznych stron i znalazłam przepis, który mi odpowiadał. Proporcje dostosowałam do swoich potrzeb. Do stworzenia soffritto potrzeba:1 łyżkę drobno siekanego
selera naciowego2 łyżki drobno siekanej białej
cebuli1 łyżkę drobno siekanej
marchewki1 drobno siekany ząbek
czosnkuliść laurowykilka gałązek świeżego
rozmarynusólpieprz czarny świeżo zmielonyłyżka
oliwy z oliwekWarzywa wrzuciłam na rozgrzaną
oliwę. Zawsze staram się nie rozgrzewać jej zbyt mocno, bo robi się gorzka. Dodałam
rozmaryn i
liść laurowy, całość smażyłam na małym ogniu przez około 15 minut, do momentu kiedy
cebula i
czosnek straciły swoją ostrość. Listki i gałązki usunęłam, przyprawiłam
solą i
pieprzem. Efekt był naprawdę zaskakujący nie myślałam, że takie połączenia może być tak dobre w smaku. Odstawiłam patelnię i zabrałam się za ryżotto. Przepis, który znalazłam dostosowałam do swoich potrzeb i możliwości. Zamiast
bulionu warzywnego, miałam
bulion na
kurczaku, oryginalnego
parmezanu też nie miałam tylko jakiegoś sobowtóra. Do wykonania mojego pierwszego w życiu risotto użyłam:175g
ryżu Arborio250g dojrzałych
pomidorówpół łyżki soffrittołyżkę
oliwy z oliwek2 łyżki tartego
sera a'la
parmezangarść świeżych liści
bazyliiSoffritto zarumieniłam na
oliwie. Dodałam pokrojone w kostkę
pomidory bez gniazd,
ryż i zalałam całość
bulionem. Całość miałam gotować przez jakieś 15 minut na małym ogniu, ale ten podstępny drań był za duży i nie obeszło się baz wpadki. Trochę za bardzo
bulion odparował i całość była odrobinę za sucha, a przy dnie odrobinę się przypaliło. Jednak za w czasu się połapałam i uratowałam danie. Kiedy
ryż był już odpowiednio jadalny dodałam
parmezan i posiekaną
bazylię, w zasadzie to pociętą. Liście zawsze tnę nożyczkami, łatwiej, szybciej i wygodniej. Odstawiłam pod przykryciem na pięć minut. Nie wiem jak smakuje prawdzie dobrze przygotowane risotto, ale to wyszło całkiem całkiem. Na pewno jeszcze kiedyś spróbuję, szczególnie, że zostało mi soffrito, które przełożyłam do wytłoczki na
lód i zamroziłam.