ßßß Cookit - przepis na Czekolada:

Czekolada:

nazwa

Wykonanie

No nie, mój blog odmawia współpracy ze mną. Wyświetla się tylko jedna, wielka, szara pustka. Ciekawe co admini zrobią z tym fantem i kiedy moje ''dziecko'' zacznie jako tako funkcjonować. Pocieszyć mogę się chyba już tylko... czekoladkami. Albo i nie - wszystkie zostały rozdane i zjedzone. Mogę co najwyżej zamknąć się w kuchni i robić nowe. Przynajmniej wiem, że były smaczne...
Nie będę ukrywać, zabawy jest tu sporo mimo, że czekoladki wyglądają tak niewinnie, są tak maleńkie i skromniutkie, że nikt nie podejrzewałby ich o taką czasochłonność, a przede wszystkim konieczną precyzję w ich wykonaniu. Tak, to dlatego, ze są nadziewane. Jednak od czasu o czasu można sobie na takie rozrywki pozwolić, choćby na Dzień Matki. Nie nudziłam się, w międzyczasie doglądałam Panna Cott'ek i biegałam do kuchenki, aby rozpuszczać zastygającą czekoladę. Tak, troszkę życia dla nich poświęciłam :) Oceńcie czy warto... A już wkrótce przepis na dużo łatwiejsze i szybsze w wykonaniu czekoladki o smaku latte orzechowego. Nie, nie mam tego przepisu od nikogo, ani nie zrobiłam ich (jeszcze), ale jak mówię, że wyjdą to wyjdą. Chodzenie do kościoła czasami owocuje ciekawymi pomysłami, chociażby na prezent urodzinowy dla babci.
Czekolada:
300g czekolady gorzkiej bądź deserowej
3 łyżki śmietanki (możliwie jak najmniej)
Czekoladę rozpuszczamy w niewielkiej ilości śmietanki. Tutaj koniecznie należy to zrobić nad kąpielą wodną, bo mamy mało ''rozpuszczalnika''. Musimy liczyć się z tym, ze proces ten będzie trzeba jeszcze kilkakrotnie powtórzyć, bo masa szybko zastyga. Foremki do czekoladek (silikonowe) smarujemy czekoladą przy pomocy pędzelka. Wkładamy do zamrażarki, kwadrans na pewno wystarczy. Czekoladę w międzyczasie rozpuszczamy raz jeszcze do uzyskania odpowiedniej konsystencji, smarujemy foremkę jeszcze raz, tym razem patrzymy ''pod światło'' (w nocy ''pod lampę'') by zauważyć ewentualne braki bądź zbyt cienką warstwę. wtedy będzie nam łatwiej te braki poprawić i czekoladki będą ładne i stabilne. Miałam jeszcze napisać jedno - aby czekoladki były ładne i błyszczące czekoladę można uprzednio utemperować. Ja uważam, że z czekoladkami i tak już jest sporo zabawy.
Nadzienie:
100 g białej czekolady
100 g serka homogenizowanego naturalnego (ja miałam niesłodzony)
2 łyżki śmietanki
20 g ulubionego likieru (w wersji dla dzieci zastępujemy sokiem) np. bananowego
2-3 łyżki spirytusu (opcjonalnie)
Czekoladę rozpuszczamy w śmietance. Zdejmujemy rondelek z ognia albo znad kąpieli wodnej i dodajemy stopniowo serek oraz likier - dokładnie mieszamy. Słuchając uwag do drugiej partii dodałam również spirytus, ponieważ taka ilość likieru jest niemalże niewyczuwalna. Alkohol powinniśmy dodawać, gdy nadzienie będzie już w temperaturze pokojowej, tuż przed nakładaniem, gdyż ten lubi parować... Schłodzone czekoladowe kształty wypełniamy nadzieniem prawie po brzegi i wkładamy jeszcze na moment do zamrażalnika. Ostatnim krokiem jest wyłożenie płaskiej warstwy gorzkiej czekolady i ''zamknięcie'' czekoladek. Wtedy chłodzimy je definitywnie i już po kwadransie możemy wyjmować je z foremek. Ja początkowo robiłam to bardzo delikatnie i nieufnie, jednak nie ma powodów do obaw jeżeli wcześniej dokładnie pokryliśmy ścianki czekoladą.
Dla mnie nadzienie ma idealną konsystencję. Na zdjęciach pokusiłam się o wgryzienie się w jedną czekoladkę, aby pokazać Wam wnętrze. W gorący dzień spędzony nie w lodówce pewnie będą one ciut bardziej lejące, jednak moje bez szwanku przetrwały godzinną podróż w upalne popołudnie w samochodzie bez klimatyzacji, a przyznam się, że drżałam ze strachu. Test zaliczony. A teraz przyznam Wam się do czegoś - foremkę kupiłam dzień wcześniej i były to moje pierwsze czekoladki z nadzieniem. Nawet laik potrafi.
No tak i miałam jeszcze powiedzieć ciut ich składowaniu. Milion myśli na minutę. Radziłabym przechowywać je w lodówce (w te upały, na słońcu każda czekolada się rozłazi) i należy pamiętać, że nie są to sklepowe specyfiki wypchane konserwantami, dlatego ich okres przydatności będzie zbliżony do czasu serka. W takiej jednej puszeczce jak na zdjęciu zmieściło mi się 16 czekoladek. Kolejne ''piętra'' rozdzielałam kwadratowymi arkusikami papieru do pieczenia. Sposób prosty i mam nadzieje, że w miarę elegancki.
Złapało mnie dzisiaj na wylewność. Obsypuję Was zdjęciami. Mam wrażenie, ze one zatrzymują czas i robienie ich pozwala mi uchwycić coś czego dokonałam, jest moim małym pamiętnikiem tego co udało mi się osiągnąć. Tak, zdjęcia dają życie. Drugie życie. A wiecie, że według tradycji indiańskiej robiąc zdjęcie kradnie się duszę fotografowanego obiektu czy osoby?
Może Cię również zainteresować:
Trufle czekoladowe na herbatnikach
Niezwykle łatwe w przygotowaniu, smaczne, z lekko wyczuwalną nutą rumową. Prezentują się idealnie i starannie opakowane świetnie sprawdzają się jako prezent.
Źródło:http://szczyptaslodyczy.bloog.pl/id,341286470,title,Czekoladki-z-kremowym-nadzieniem,index.html