ßßß Cookit - przepis na PSYCHODIETKA

PSYCHODIETKA

nazwa

Wykonanie

"Waga spadała, spadała i spadała. Każde wyjście ze znajomymi na pizze lub do kawiarni kończyło się wymiotami i braniem środków przeczyszczających. Odczuwałam dyskomfort i brak chęci do życia."
To cytat z listu, który otrzymałam od Czytelniczki. Wbrew pozorom, wywołał u mnie uśmiech. Jak to, pytacie? Być może znajdziecie odpowiedź poniżej...
"Cześć, mam na imię Kinga i na początku chciałabym Ci pogratulować wspaniałego bloga, który inspiruje Mnie to pracy nad Sobą.
Piszę do Ciebie, aby podzielić się swoją historią... Wiem, że pewnie otrzymujesz setki takich wiadomości, ale odczuwam potrzebę podzielenia się tą historią, ponieważ bardzo poruszył Mnie jeden z ostatnich wpisów, a mianowicie o Marilyn i jej zaburzeniach odżywiania [klik].
Stwierdzono u Mnie bulimię z epizodami jadłowstrętu, więc doskonale rozumiem co przechodzą osoby walczące z tymi obiema chorobami.
Jestem już prawie na prostej. Leczę się u psychologa i co tydzień mam wizyty u dietetyka. Przez okres 2 miesięcy udało mi się przytyć 5 kg i to motywuje Mnie do pracy w dalszym ciągu, chociaż nie zawsze tak było...
Wszystko zaczęło się kiedy ponad 3 lata temu moja waga przy wzroście 175cm wybiła na wskaźniku 93kg. Czułam się okropnie gruba i nieakceptowana przez innych. Mało tego do niszczenia mojej samooceny dołożył się mój mały defekt - widoczna blizna na ciele.
Myślałam o Sobie jako nic nieznacząca ,zagubiona istota, której nikt nie rozumie. W końcu postanowiłam, że schudnę. Po dwóch miesiącach okropnej głodówki waga pokazała 72kg. Czułam się okropnie zmęczona, ale zadowolona z tego, że udało mi się coś w końcu w życiu.
Rozpoczęłam swoją pierwszą pracę i znowu zaczęłam tyć. Jeszcze rok temu w listopadzie waga wzrosła do 82kg. Wszyscy mi mówili ,że wyglądam dobrze i wskaźnik tyle pokazuje, bo zaczęłam jeść normalnie i mięśnie mi urosły (zapomniałam dodać, że trenuje ponad 10 lat siatkówkę ). Jednak ja nie chciałam w to uwierzyć i znowu czułam się jak nic nieznaczące osoba z której wszyscy się śmieją ,bo ma trochę więcej ciała.
Pod koniec listopada 2012r. powiedziałam Sobie dość! Koniec z tym ,czas schudnąć zdrowo i na stałe. Rozpoczęłam walkę z tłuszczykiem pod okiem zaprzyjaźnionej dietetyczki. Jadłam zdrowo i oczywiście trenowałam siatkówkę 4 razy w tygodniu. Waga spadała i czułam się znakomicie. Pod koniec marca tego roku wskaźnik pokazał 68kg. Byłam wniebowzięta i zaczęłam utrzymywać wagę. W kwietniu rozpoczęłam nawet treningi w domu, aby lepiej się czuć i odpocząć od siatkówki, która zaczęła Mnie okropnie męczyć.
Waga spadała, spadała i spadała. Każde wyjście ze znajomymi na pizze lub do kawiarni kończyło się wymiotami i braniem środków przeczyszczających . Odczuwałam dyskomfort i brak chęci do życia.
Teraz wiem, że było to spowodowane ciągłymi treningami (6-7 razy w tyg.) i powodowaniem zwracania zjedzonego jedzenia.
Wtedy poczułam coś dziwnego. Przeglądając się w lustrze widziałam "grubą" dziewczynę, która ma nadal te same kompleksy co wcześniej. Wszędzie widziałam fałdki tłuszczu i zwisającą skórę. Ubzdurałam Sobie ,że mam cellulit i muszę trenować ciężej. I tak zrobiłam. Treningi zaczęły być coraz bardziej intensywne,a jedzenie na talerzu nie wzrosło. Nadal borykałam się z wymiotami i środkami na przeczyszczenie.
W lipcu moja waga spadła do 59kg, ale ja nadal byłam dla Siebie "gruba". W sytuacjach kryzysowo - stresowych sięgałam po słodycze i słone przekąski. Jadłam i jadłam dopóki mój żołądek nie zdołał się pomieścić nic i szłam do łazienki zwracać to wszystko co zjadałam nie dawno. Myślałam ,że tak jest dobrze. "Przecież nie mogę doprowadzić to przybrania na wadzę, bo i tak jestem jeszcze za gruba" myślałam.
Zniszczyłam okropnie swój organizm. Zniszczona skóra na palcach u dłoni, wypadające włosy, brak energii do życia, obolałe mięśnie, odwodnienie organizmu i co najgorsze zniszczyłam żołądek, z którym mam problemy do dzisiaj.
W końcu na początku września moja bardzo bliska koleżanka zauważyła ,że coś jest nie tak. Nie chciałam przebywać z ludźmi, stałam się dzika i totalnie nie przyswojona do życia w społeczeństwie. Zwierzyłam jej się ,a ona nie oceniając Mnie wyciągnęła do Mnie pomocna dłoń. Zapisała do lekarza, dietetyka i psychologa. Dzięki jej wsparciu zrozumiałam ,że warto walczyć o Siebie i mogę żyć tak jak do tej pory.
Początek był trudny. Na początku walki o sama Siebie jadłam multum słodyczy i zwracałam je.
Moja koleżanka cały czas Mnie wspierała i mówiła, że potykać się będę, ale mam wstawać i walczyć.
Tak robiłam i jestem tu dziś pisząc do Ciebie.
Bez obżarstwa jestem już ponad 2 tygodnie. Jem zdrowo i według specjalnie stworzonej dla Mnie diety, ćwiczę mądrze i z odpoczynkami co drugi dzień. Robię małe kroczki ku temu, żeby żyć normalnie i akceptować Siebie taka jaką jestem. Jedzenie zaczyna mi smakować, a treningi służą do dobrego samopoczucia ,a nie spalania kalorii. Ważę teraz 64kg i jeszcze troszkę do przybrania jest, ale efekty są każdego dnia - niewystające kości, zdrowy wygląd skóry, włosy przestają mi wypadać.
Teraz widzę jak ciężką pracę wykonałam i ile jeszcze pracy ku samoakceptacji przede mną. Ale nie poddam się. Dopóki walczę jestem zwycięzcą. A co najważniejsze na mojej twarzy jest coraz częściej uśmiech .
Jeżeli udało się Tobie to przeczytać to dziękuję Ci za uwagę, to wiele dla Mnie znaczy. Bloga oczywiście przglądać nadal będę :)).
Pozdrawiam, Kinga."
Źródło:http://www.psychodietka.pl/2013/11/bulimia-moja-historia.html