Wykonanie
Wakacje, wakacje i po wakacjach…. My w tym roku wybraliśmy się pierwszy raz pod namiot do Dziwnówka. Zatrzymaliśmy się na campingu Wiking i przyznam szczerze, że na początku troszkę się przeraziłam. Jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie.Ale od początku. Dojechaliśmy z Warszawy w miarę szybko, bo w około 6 godzin pięknymi autostradami i
drogami ekspresowymi. Za tą przyjemność poruszania się cywilizowanymi
drogami niestety trzeba słono zapłacić, nas wyniosło to w jedną stronę ponad 65 zł. No cóż…Po dojechaniu na miejsce przy szlabanie przywitał nas Pan Marian, który dokładnie wytłumaczył nam co, gdzie i dlaczego. Tutaj uwaga – Pan Marian wie wszystko na temat tego miejsca i jest też w stanie wszystko załatwić, w związku z tym dobrze
mieć w nim przyjacielaZnaleźliśmy idealne dla nas miejsce do rozbicia namiotu i zabraliśmy się do pracy. I tutaj właśnie… Namiot 2 + jest zdecydowanie za mały dla dwóch osób, kupcie większy – dobrze radzę:)
Dobrze
mieć też materac i ciepłe śpiworki, noce jednak były chłodne. Bardzo ułatwiające życie są też składane krzesełka i stolik, my mieliśmy tylko dlatego, że mój połówek był już kiedyś w tym miejscu. Obserwowaliśmy niestety wiele osób, które na ten pomysł nie wpadły i męczyły się strasznie robiąc wszystko na ziemi ;/ Jeżeli chodzi o resztę rzeczy to już, zgodnie z własnymi upodobaniami.
Bez laptopa ani rusz:) Można wykupić tam sobie
wifi, jednak my korzystaliśmy z
wifi z naszych komórek (taniej i lepiej).P.S. To nie jest wpis sponsorowanySam camping jest świetnie zorganizowany. Sterylne toalety, prysznice i starannie wydzielone i wyposażone miejsca do prania, zmywania naczyń czy nawet do mycia zębów. Jest tam restauracja i sklepik, tak że na upartego można z campingu przemieszczać się tylko na plażę i nie zginąćŚwietnie zagospodarowane są też miejsca na campery, chyba wybierzemy się takim w przyszłym roku, a dla wygodnych – można wynająć sobie przytulny domek. Jedynym mankamentem campingu i całego miasteczka jest brak możliwości płacenia kartą, wszędzie tylko gotówka.
Przejdźmy do rzeczy najprzyjemniejszych, czyli do jedzeniaŚniadania jedliśmy na campingu, mój narzeczony biegał co rano do sklepiku po świeże bułeczki, masełko i
wędlinkę. Za to obiady staraliśmy sobie urozmaicać. Pierwszego dnia wybraliśmy się oczywiście na smażoną
rybkę. Frustrujące jest to, że tam tak na prawdę nigdy nie wiesz ile zapłacisz za danie, wszystkie ceny podane są za 100 g
ryby. Zamawiasz, czekasz na danie i płacisz przy jego odbiorze. Wypróbowaliśmy dania w kilku smażalniach i na czoło zdecydowanie wysunęła się restauracja „Osiem ości”. Tutaj po złożeniu zamówienia przechodzi się do gablotki z
rybami i można wybrać taki kawałek jaki nam odpowiada + mają tam pyszne surówkiJedliśmy tam
dorsza,
halibuta i
flądrę – wszystkie pyszne.
W tym miejscu chciałabym przestrzec przed miejscem naprzeciwko tej restauracji zwanym „Szaszłykarnia”.
Drogo i wstrętnie, w tym dniu po ich zjedzeniu nie robiliśmy sobie na kolację już grilla…A właśnie, zabraliśmy też ze sobą wygranego w konkursie Lidla grilla walizkowego i sprawdził się świetnie. Rozpieszczaliśmy się na kolację karkóweczką i innymi grillowanymi pysznościami.
Oprócz wymienionych przeze mnie przyjemności są tam też piękne ścieżki rowerowe wzdłuż morza, które bardzo cieszą oko.
No i oczywiście plażing i smażing
Podsumowując, urlop mieliśmy bardzo udany (pomijając wrzeszczące dzieci w namiocie obok ;/) i z czystym sumieniem polecam to miejsce. Nie jest
drogo, my za 5 dni zapłaciliśmy 420 zł (miejsce na namiot dla 2 osób, miejsce na auto i podłączenie do prądu). Oczywiście należy doliczyć koszty jedzenia itd, tak czy inaczej – polecamy:)P.S. Przekonali mnie i kupiłam tutaj przepysznego
węgorzaShare the post "Wakacje nad Bałtykiem – krótka relacja dla szukających dobrego miejsca :)"