Wykonanie
Czy u was też się zdarza, że sprawdzona, dobrze znana potrawa nie chce współpracować w najmniej odpowiednim momencie?U mnie tak właśnie było! I to z
bezą! wieczorem do baaardzo późna czuwałam w kuchni susząc moją perfekcyjnie ubitą
bezę nawet dłużej niż zazwyczaj, aby na pewno się udała. Rano pojechałam na targ, kupiłam
owoce, które mimo założenia wcale nie okazały się kwaśne. Czy ktoś z Was jadł w lecie słodkie mandarynki? Albo czy twarde jak kamień
kiwi zaskoczyło Was bezwstydną słodyczą? Czułam, że tego dnia wydarzy się coś jeszcze.... i tak właśnie było,
beza suszona w piekarniku przez bite 4 godziny- niezwykle krucha i pięknie błyszcząca z zewnątrz po podniesieniu z blachy ujawniła całą swoją miękką i chybotliwą zawartość. Rzut oka na zegarek- zostały 4 godziny do przyjścia gości.
Owoce i krem gotowe.
Beza w powijakach, a ja w rozpaczy. Pozbierałam się w sobie, przy pomocy blendera ponownie ubijałam
bezę. wstawiłam do piekarnika. Usmażyłam
maliny bez dodatku
cukru- przynajmniej one mnie nie zawiodły i były kwaśne. Poruszałam się po kuchni z godną podziwu szybkością. W końcu gdy już koniecznie musiałam wyjąć
beze z piekarnika* nie odważyłam się jej przekroić. Położyłam ją na ozdobnym talerzu, rozsmarowałam krem, następnie wyłożyłam zasmażone
maliny oraz ułożyłam na wierzchu zgrabną kompozycję ze zdradziecko słodkich
owoców.Koniec końców gościom
beza smakowała. Jej nie do końca wysuszony środek robił furorą, a ja starałam się przemilczeć fakt, iż znalazł się on w
bezie przypadkiem z powodu wyższej konieczności.

Przepis na
bezę i krem znajdziecie tutaj .Do dekoracji wykorzystałam:2
kiwilistki z 1 dużej
mandarynki pozbawione białych skórek
malinyoraz
maliny smażone bez
cukru- najkwaśniejsze z możliwych:)*gości zaprosiłam na obiad a
kurczak na blacie czekał spokojnie na włożenie do piecyka