ßßß
Ma ona ciekawą konstrukcję - różni się od zwykłej pozycji kulinarnej tym, że jest chronologiczną opowieścią, o czym zresztą w zasadzie uprzedza podtytuł: "Autobiografia kulinarna".Przepisy podzielone są zatem na autorki rozdziały życiowe: "Smak dzieciństwa", "Na obcej ziemi", "Podróże kształcą" i "MasterChef od kuchni i wariacje na temat".Basia ma zacięcie literackie i z przyjemnością płynie się przez przedmowy do kolejnych rozdziałów, a uporządkowana historia jest wciągająca, mimo, że autorka jest dla mnie w zasadzie nieznaną postacią. „Powieściowy” podział treści, odpowiednie przedmowy tonują napięcie i sprawiają, że jestem ciekawa, jakie przepisy kryją się za wstępem, który właśnie przeczytałam.Niektóre przepisy mają prolog, czasem z anegdotą, o miękkim, wyczuwalnym klimacie przewijającym się przez całą książkę, sprawiającym, że nie ma ona charakteru leksykonu.Wypatrzyłam już i oznaczyłam co najmniej kilka potraw do wypróbowania; to: zupa kalafiorowa z lanymi kluseczkami, sernik Pani Tereski, strudel jabłkowy z orzechami, koniecznie tort szwarcwaldzki; wreszcie - zdecyduję się może na faszerowaną kaczkę, gwiazdę z okładki ;) Lubię domową kuchnię polską, lubię też kuchnię niemiecką, mam więc na swoich faworytów spory apetyt, a o próbach dam znać na blogu.
Zdjęcia potraw wykonała sama autorka. Fotografie nie ustępują tym profesjonalnym; kojarzą mi się bardziej z obrazami z wydawnictw Nigelli (Lis Parsons) niż z tymi z książek Jamiego Olivera i Rachel Allen (David Loftus) czy Lucindy Scali Quinn (Mikkel Vang). Co do sprzętu - wykonane są taki sposób, że obiekty wydają się bardzo bliskie i bardzo duże.Jeżeli chodzi o fizyczną stronę wydawnictwa – format jest typowym dla anglosaskich książek kulinarnych (pomiędzy A5 a A4), książka ma twardą oprawę i zaopatrzona jest w tasiemkę. Strony są grube, skład bez szaleństw, jednym fontem, ale jest czysty, elegancki a przede wszystkim – staranny. Nie wypatrzyłam do tej pory żadnej literówki. Jedyna rzecz, z którą trudno mi się pogodzić to kolaże ilustrujące każdy rozdział. Drobiazg – ale dla mnie bardzo cenny – „Dom pełen smaku” wyposażony jest w „przepisowy” indeks.
Styl Basi różni się nieco od tonu choćby Nigelli Lawson - zdystansowanej, bardzo nonszalanckiej, ciętej i momentami rubasznej. Cała opowieść jest ciepła, serdeczna, i - jeżeli momentami bardziej zasadniczym Czytelnikom może wydać się zbyt ckliwa - na jej obronę dodam, że wydaje się także szczera i autentyczna.Dość, że sama wezmę sobie z ukorzeniem do serca refleksję o gotowaniu z dziećmi, na przyszłość w ciągłym pośpiechu: "(...) cierpliwości, która znosi niezdarność dziecka siejącego mąkę wszędzie wkoło, tylko nie do makutry. (...) Gdybym w dzieciństwie nie została wpuszczona do kuchni, gdzie (...) mogłam skrobać swojego ogórka, nie wiem, czy gotowałabym dziś z takim entuzjazmem, z tak szaloną pasją".Za co z tego miejsca dziękuję mojej Mamie :*