ßßß Cookit - przepis na Lizbona wzdłuż i wszerz.

Lizbona wzdłuż i wszerz.

nazwa

Składniki

Wykonanie

Wiele czasu już upłynęło od kiedy odwiedziłam kraj, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem czemu tak długo zwlekałam z jego opisem. W okresie letnim wciąż coś się działo, a potem doszłam do wniosku, że chyba już po ptakach i nie ma co publikować wpisu dotyczącego podróży sprzed kilku miesięcy. Post ten dedykuję Karolinie z bloga „Mamy Sposób”, która tydzień wcześniej opublikowała opis Jej wyprawy do Stambułu. Tak mnie zachęciła opisem miasta, że postanowiłam jednak reaktywować pomysł opisu Portugalii z perspektywy sześciu miesięcy.
Postanowiłam skupić się na opisie tych rzeczy, które do tej pory siedzą w moim serduchu, ponieważ tak silne wrażenie na mnie wywarły. Nie będę Was więc zanudzała relacją dzień po dniu z dziesięciodniowego pobytu w Lizbonie i kilku innych miastach Portugalii. Przedstawię Wam rzeczy, które tworzą klimat Portugalii, poczynając od miejsc typowo turystycznych, a kończąc na tych bardziej osobistych. Podzielę ten post na kilka sekcji, zaczynając od…
1. Jedzenie
Jak na prawdziwego głodomora przystało, bez tego tematu by się nie obyło. Co prawda nie mieliśmy z Patrykiem zbyt wielu przeżyć związanych z portugalską kuchnią, ale kilku specjałów spróbowaliśmy i Wam też je polecamy!
Pastel de nata, czyli są takie chwile, kiedy przestaję być taka super gluten-free: Ciasto francuskie z masą serową. Zjadłam kilka razy, bo… no nie dało się inaczej! Co za wspaniałe uczucie zjeść ciasto francuskie po pół roku przerwy! Zapewniam Was, że jak będziecie w Lizbonie, to rozglądajcie się za małymi ciastkami a la tarta. Podobno najlepsze są w dzielnicy Belem, niedaleko Mosteiro des Jeronimos, przy cukierni, gdzie kolejki ciągną się daleko poza drzwi sklepu… My postanowiliśmy spróbować ich w knajpce naprzeciwko, gdzie przesympatyczny Pan ugościł nas z szeroki uśmiechem. Było pysznie! I nie wiem czy mogło być jeszcze lepiej!
Bacalhau, czyli jak najpierw trafić na słabego dorsza, a potem na rybną ucztę! Jeśli chcecie spróbować dorsza, który jest jednym z hitów Portugalii, zjedzcie go w wersji z cebulką i ziemniaczkami (Bacalhau a braz), wieczorem, w knajpkach wzdłuż uliczek pomiędzy Praca do Comercio a placem Rossio. Na pewno nie próbujcie w restauracji zaraz przy Zamku, prowadzonej przez (prawdopodobnie) rodzinę quasi-arabską/turecką? Idąc letnim wieczorem wcześniej wspomnianymi uliczkami będziecie naganiani przez portugalskich starszych (zwykle) Jegomościów do prawdziwie portugalskich knajpek. Skuście się – nie pożałujecie. Ponownie powiem – było pysznie!
Nielegalny Chińczyk – wrota do niego są skrzętnie skrywane, a knajpkę można odnaleźć przez chiński symbol na jednym z domofonów w jednej z uliczek. Brzmi tajemniczo? A w środku: przystępne ceny, lokal w czyimś mieszkaniu, chińska obsługa i najlepszy Chińczyk jaki w życiu jadłam! Idźcie koniecznie, mimo, że to nie portugalskie.
2. Lizbona
Nie będę wymieniać wszystkich miejsc wartych uwagi w stolicy Portugalii, bo tam wszystko jest ciekawe! Zastanawiając się z chłopakiem, gdzie pojedziemy jak już zobaczymy wszystko w Lizbonie nie miało najmniejszego sensu. Lizbona zachwycała na każdym kroku i nie mieliśmy dnia, w którym byśmy nie zwiedzali. Dlatego wstawię Wam tylko zdjęcia - resztę odkryjcie sami...
Dzielnica Belem – stara dzielnica Lizbony. Zaplanujcie sobie na nią cały dzień, najlepiej Niedzielę – wtedy wstęp do Muzeów i Klasztoru jest darmowy.
Muzeum Morskie – nie jestem osobą, która może spędzić cały dzień, chodząc po muzeach. Ale są takie, które mnie zaczarują i mogę nie wychodzić. Jak Natural History Musem w Londynie, czy Muzeum w Kairze. Jak Muzeum Morskie w Lizbonie…
3. Sintra – Sinta, Sintra, co Ty z nami zrobiłaś…!
Miejsce iście magiczne. Wzgórza na horyzoncie, a na każdym z nich tajemniczy zamek czy dworek. To nie jest wycieczka na jeden dzień, ale na co najmniej trzy – jeśli chcemy zobaczyć wszystko. Nasze dylematy co do wyboru zamków, które chcemy zobaczyć, nie miały miejsca. Ja byłam uparta na słynny Palace de Sintra, a chłopak był nieprzekonany. Sprawy nie ułatwiały odległości pomiędzy zamkami – około 30-40 minut wspinaczki. Ostatecznie (po namowach spotkanych na szlaku turystów i także naszej gospodyni – Lena! Za wszystko jeszcze raz dziękujemy!) wybraliśmy dwa pałace: Quinta da Regaleira i Castelo Mauros.
Tych miejsc nie da się opisać, ale Castelo Mauros wywarło na mnie jedno z najsilniejszych wspomnień w życiu. Z pozoru kolejny średniowieczny zamek, a w rzeczywistości perełka na wzgórzu, na którym z każdej strony przewraca Cię wiatr, a mury ciągną się w fantastycznej serpentynie po stromych zboczach. I jak tu nie siedzieć przez 2 godziny w jednym miejscu i nie wychodzić z głębokim westchnieniem zadumy?
4. Autostop, czyli podróż za jeden uśmiech (w jedną stronę) do Fatimy i Batalhy
Zastanawialiśmy się czy autostop w Portugalii funkcjonuje na tyle dobrze, żeby ze spokojem wybrać się w jednodniową wycieczkę do Fatimy i jeszcze gdzieś, a następnie wrócić spokojnie do Lizbony. Do Fatimy dostaliśmy się w ekspresowym tempie. Stopa złapaliśmy dość szybko (przyznam, że mieliśmy sporo szczęścia, bo miejsce nie należało do najlepszych) i po podróży z sympatycznym Panem, który podwiózł nas pod samo Sanktuarium, znaleźliśmy się w jednym z najsłynniejszych celów pielgrzymek Katolików.
Nie poruszam tu kwestii architektury, zagospodarowania przestrzennego i ogromu sklepików z pamiątkami, bo nie o to tu chodzi. To jest miejsce modlitwy i dla mnie z pewnych osobistych względów, była to bardzo ważna podróż.
Batalha – oddalona o 30 km od Fatimy. Jeden z cudów Portugalii - niewątpliwie robi wrażenie ogromem i pięknem manuelińskiej architektury.
6. Cabo da Roca – słynne z powodu nieszczęśliwego wypadku Polaków. Piękne, wzbudzające niepokój, wietrzne i niesamowite miejsce, gdzie masz poczucie, ze stoisz na krańcu świata. I nie dziwne, bo jest to najbardziej wysunięty na Zachód punkt Europy. Przy Zachodzie Słońca, w oczekiwaniu na ostatni autobus, czujesz się taki… malutki.
7. Klimat – uliczki, bałagan, w górę i w dół, piękna kostka, samochody parkujące w niepojęty dla nas sposób, słynne lizbońskie tramwaje i wylatująca z nich czapka z daszkiem, a następnie akcja ratunkowa, Jezus górujący nad Lizboną (Cristo Rei), upał, tańczenie Faro na Avenidzie, Ginginia w czekoladowych kubeczkach… Lizbon!
Miało być krótko, ale się nie dało. Niesamowicie się cieszę, że zabrałam się do tego postu – uśmiecham się teraz do siebie i z ciepłem wspominam ten wyjazd. Zobaczyłam przepiękne miejsce na ziemi i wiem, że jeszcze do niego wrócę, chociaż na chwilę…
#Lizbona #Portugalia #Podróże #Wakacje
Źródło:http://www.optimiss.pl/2014/12/lizbona-wzduz-i-wszerz.html