Wykonanie
Dzisiaj kolejna pozycja z cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta! Nie wiesz o co chodzi? Informacje o piątkowym cyklu felietonów kulinarno-literackich Przy jedzeniu się (nie) czyta! znajdziesz tutaj .
Najpierw usłyszałam tytuł. Pomyślałam: mhm, pewnie kolejna książka o dietach. Czyli nudy. Później zobaczyłam okładkę (oho, diety pa pa). Po przekartkowaniu wiedziałam już, że bardzo chcę przeczytać.Powiedzieć, że mam mieszane uczucia wobec tej książki, to mało. Udało mi się przy niej zasnąć, to znowu nie mogłam się oderwać, chwilę
potem ziewałam niemiłosiernie, żeby pod koniec poczuć to cudowne "A to już? Ja chcę więcej!". Ale zacznijmy od początku. Mińkowski porwał się na rzecz teoretycznie niemożliwą - napisanie dobrego reportażu o Afryce. Po Kapuścińskim prawie nikomu się to nie udało (prawie - tu ukłon w stronę Pawlikowskiej i może trochę Cejrowskiego), a już na pewno nikt nie zdołał mu dorównać. Tak, przeczytałam całego Kapuścińskiego. Niektóre książki nawet kilka
razy. Tak, wracam do nich co jakiś czas. I tak, mam przez to wygórowane wymagania dla wszystkich, którzy porywają się na opisanie Afryki w jednej książce.
Szczególnie kiedy było się na czarnym lądzie, jak Mińkowski, kilka
razy i nie licząc przerw, zaledwie kilka miesięcy. Moim skromnym zdaniem, nie da się w ciągu tych kilku wyjazdów, poznać prawdziwej Afryki. Można jej trochę liznąć, dotknąć tego, co znajduje się na powierzchni, zapamiętać opowieści zasłyszane w jednej z wiosek na pustyni. Ale nie da się zżyć z ludźmi, poczuć, a nie tylko poznać, ten kontynent takim, jakim on jest. A jest nie tylko ogromną
barwną plamą na
mapie świata - Afryka to styl życia, stan umysłu, to religia. Bo tam wszystko jest magiczne.Książka na początku mnie rozczarowała. Pierwszych kilkadziesiąt stron to oczywistości: kolonie, handel, europejskie imperia. To bardzo ciekawe, naprawdę, ale nie w reportażu. Reportaż to opowieść szczegółami: tupotem dziecięcych bosych stóp,
potem spływającym po czole z upału w nocy, cieniem mierzonym w centymetrach, jakie rzuca zabłąkane źdźbło trawy na pustyni. Tego mi na początku zabrakło.
Potem jest już ciut lepiej: jest prawdziwa relacja, a nie puste uogólnienia. Książka powoli się rozkręca i im dalej, tym staje się bardziej reportażem. Pod koniec reportersko-podróżnicze
pióro Mińkowskiego hula już na całego. I tylko szkoda, że nie jest tak od początku. Gdyby tak było, mogłabym Tam, gdzie nie ma coca-coli polecić z czystym sumieniem. A tak -
mogę polecić książkę od połowy.
Warszawa 2011Stron: 320Wydawnictwo:Skojarzenie z książką było oczywiste - murzynek! Ale żeby nie było zbyt banalnie, wcale nie jako ciasto. I wcale nie jedno, a dziesięć. Muffinek.Cudowne, mięciutkie, najpiękniej pachnące. Świeżo upieczone murzynki. Ledwo co wyjęte, ugryzione jeszcze ciepłe. Oprószone
cukrem pudrem, który pobrudził mi policzki i czubek nosa. Ciepło. Miło.Dom.
Muffinki murzynki z kotletowego przepisu na murzynkaSkładniki na 10 muffin :5 łyżeczek
kakao*250 g
margaryny4 łyżki
mleka lub
wody1,5 szklanki
cukru1,5 szklanki
mąki pszennej4
jajka1 łyżeczka
proszku do pieczenia*możecie dać więcej
kakao, ja dałam 5 łyżeczek czubatych (czyli ok. 2,5 łyżki), ale można dać też 5 łyżek. Za każdym razem wyjdzie dobrze.Przygotowanie:
Margarynę rozpuść w rondelku. Dodaj
cukier (te 1,5 szklanki) i mieszaj aż się rozpuści (a przynajmniej znacznie zmniejszą się ziarenka).
Potem dodaj
mleko (lub
wodę) i
kakao. Cały czas mieszaj, aż wszystko się połączy. Ma się powolutku grzac, nie wrzeć ani bulgotać. Ubija
białka na sztywną pianę (można dodać szczyptę
soli do ubijania). Dodaj
żółtka,
mąkę i
proszek do pieczenia, a także wystudzoną (nie gorącą, ale lekko ciepła może być) zawartość rondelka i wymieszaj dokładnie.Masa będzie rzadka. Ponakładaj ją do foremek na muffiny, nie do pełna. Piecz 25-30 minut w temperaturze 180 stopni C. Po upieczeniu wystudź i posyp
cukrem pudrem.
Cykl recenzji Przy jedzeniu się (nie) czyta! powstaje we współpracy z portalem Bobyy.pl - także tam możesz znaleźć moje felietony literackie.